Na pierwszy rzut oka logiczne wydaje się, że im dłuższy termin lokaty, tym wyższe jej roczne oprocentowanie. Ma ono zachęcić do zamrożenia gotówki na dłuższy okres. Tak też zazwyczaj właśnie jest. Sytuację taką obrazuje rosnąca krzywa dochodowości (zwana też strukturą terminową stóp procentowych). Okazuje się jednak, że czasem zdarzają się wyjątki od tej reguły. Obecnie amerykański rynek pieniężny wkracza w fazę, w której stopy krótkoterminowe stają się wyższe niż długoterminowe. Innymi słowy, odwraca się krzywa dochodowości.
Zagadkowe obligacje
Z czego wynika ten proces? Od połowy 2004 r. w szybkim tempie w górę idą krótkoterminowe stopy procentowe (takie jak oprocentowanie bonów skarbowych). To efekt zacieśniania polityki pieniężnej przez amerykański bank centralny Fed, który w obawie przed wzrostem inflacji podniósł oficjalne stopy z 1% do 4,5%. Okazuje się równocześnie, że stopy długoterminowe (zyskowność obligacji skarbowych) są znacznie mniej wrażliwe na politykę Fedu. Rentowność obligacji 10-letnich praktycznie stoi w miejscu i od połowy 2004 r. oscyluje w przedziale 3,9-4,9%. Skrajne rozbieżności widać zwłaszcza w przypadku obligacji 30-letnich. Ich obecna rentowność wynosi niecałe 4,5%, podczas gdy w maju 2004 r. przejściowo przekroczyła 5,5%. Zjawisko to zaskoczyło analityków, którzy spodziewali się, że nadchodzi faza wzrostu stóp i spadku cen wszystkich obligacji. "Zagadka" (conundrum) - tak w lutym ub.r. określił poprzedni szef Fedu Alan Greenspan zachowanie rynku obligacji.
O czym mogą świadczyć te rozbieżne tendencje? Względnie niska rentowność długoterminowych papierów oznacza, być może, że inwestorzy oczekują utrzymania się niskiej inflacji w nadchodzących latach. Z ich punktu widzenia liczy się bowiem nie tylko nominalna rentowność, ale przede wszystkim realna zyskowność - odniesiona do tempa wzrostu cen w gospodarce. Obecnie roczna inflacja w USA wynosi 4%. To stosunkowo dużo w porównaniu ze średnią inflacją w latach 2003-2004, która nie przekraczała 2,5% w skali roku. Jeżeli w perspektywie kilku lat szczyt inflacji mamy już za sobą (we wrześniu ub.r. sięgnęła 4,7%), to względnie niska rentowność obligacji może być przynajmniej częściowo uzasadniona.
Na niskie oczekiwania inflacyjne nakłada się kolejny czynnik. - Najwyraźniej premia, jakiej inwestorzy żądają w zamian za ryzyko nieprzewidywalnych zmian realnych stóp procentowych i inflacji, znacznie zmalała w trakcie minionej dekady - stwierdził w niedawnym wystąpieniu nowy szef Fedu Ben Bernanke. Jego zdaniem, stabilne warunki makroekonomiczne w USA i gospodarce światowej sprawiły, że inwestorzy przestali tak bardzo obawiać się nagłych i silnych zmian inflacji i stóp procentowych.