Wczoraj rozpoczęły się zapisy na akcje producenta butli gazowych. Czeski holding Vitkovice, który kontroluje 72,7 proc. kapitału Milmetu, zamierza skupić pozostałe walory i wycofać spółkę z obrotu publicznego. Cena zaproponowana w wezwaniu z 5 maja rozczarowała jednak inwestorów. Wynosiła 16 zł, czyli mniej niż wartość księgowa przypadająca na akcję (ok. 19 zł) i prawie tyle samo ile ówczesny kurs. W poniedziałek holding podniósł cenę do 25,43 zł za walor. Ma większe szanse na sukces wezwania, choć zapłaci o ponad 8 mln zł więcej, niż zamierzał.
Czeski błąd
Dlaczego inwestor podniósł cenę? Okazało się, że postąpił wbrew ustawie o ofercie publicznej. Cena w wezwaniu nie może być niższa od najwyższej ceny, jaką wzywający zapłacił w ciągu ostatnich 12 miesięcy. Okazało się, że w holdingu doszło do transakcji, w której papiery wyceniono o wiele wyżej niż 16 zł. Stwierdziła to Komisja Papierów Wartościowych i Giełd w trakcie przeprowadzania czynności kontrolnych. Nakazała podnieść cenę w wezwaniu, występując w interesie mniejszościowych akcjonariuszy Milmetu. Do wspomnianej transakcji doszło w lutym. Vitkovice Holding wniósł jako aport 1,6 mln akcji Milmetu (51 proc.) do swojej spółki zależnej Vitkovice Cylinders. Przy wycenie aportu przyjęto, że jedna akcja Milmetu warta jest 25,43 zł. Dlaczego nie uwzględniono tego przy ustaleniu ceny w wezwaniu? - Zgodnie z czeskimi przepisami, wniesienie aportu nie stanowiłoby o cenie w wezwaniu. Po dyskusji zarząd Vitkovic zgodził się jednak z opinią KPWiG - tłumaczy Jerzy Kościelniak, prezes Milmetu.
KPWiG poprosiła w ostatni piątek o zawieszenie poniedziałkowych notowań Milmetu. Inwestorzy nie dowiedzieli się dlaczego.
Eksplozja kursu