Kontrakty terminowe cieszą się nieustającą popularnością wśród inwestorów. Ostatnio mamy tego najlepszy dowód - w połowie października liczba otwartych pozycji (LOP) w grudniowych kontraktach na indeks WIG20 przekroczyła 60 tys. Wszystkie te kontrakty mają wartość bliską 200 mln zł. Co sprawia, że instrumenty te cieszą się tak dużym popytem?
Wiemy już, że kontrakty terminowe (zwane też futures) to rodzaj zakładu między inwestorami co do tego, jak będzie się zmieniał kurs danego instrumentu w przyszłości. Wspomnieliśmy też, że jedną z cech charakterystycznych kontraktów jest możliwość zarabiania nie tylko na wzroście kursu, ale także na jego spadku. Gdyby była to jedyna cecha wyróżniająca kontrakty, to w zasadzie niewiele różniłyby się one od akcji. Po prostu: zawierałyby dodatkową możliwość gry na spadki. Z punktu widzenia inwestora grającego na wzrost notowań, nie byłoby natomiast praktycznie żadnej różnicy, czy kupuje akcje, czy kontrakty na te akcje.
Prosty, ale skuteczny
mechanizm
W rzeczywistości obie operacje bardzo się różnią ze względu na istnienie dźwigni finansowej w przypadku kontraktów terminowych. Czym jest dźwignia? To obrazowe pojęcie zapożyczono z fizyki. Dźwignia - rozumiana jako urządzenie - pozwala podnosić przedmioty o ciężarze wielokrotnie większym od użytej siły. Bez dźwigni ta sama siła nie byłaby w stanie podnieść takich ciężarów. W języku finansów to samo stwierdzenie może brzmieć tak: dźwignia pozwala obracać instrumentami o wartości znacznie większej niż zainwestowane pieniądze.