Pierwszy raz od pięciu lat za franka szwajcarskiego płacimy mniej niż 2,4 złotego. Nasza waluta jest mocna także wobec euro i dolara. Notowania euro na początku tygodnia spadły na krótko poniżej 3,8 zł, a dolara - poniżej 3 zł. - Widać poprawę nastrojów w całym regionie. Inwestorzy patrzą łaskawszym okiem nie tylko na złotego, ale i na forinta czy koronę czeską - opowiada Piotr Kalisz, ekonomista Banku Handlowego.
Rośnie apetyt na ryzyko
- Na tzw. rynkach bazowych, czyli w Stanach Zjednoczonych i Europie Zachodniej, zmienność cen aktywów jest bardzo niewielka. To wzmaga apetyt na ryzyko tamtejszych inwestorów. Właśnie z taką sytuacją mamy do czynienia w ostatnich dwóch, trzech miesiącach - wyjaśnia Rafał Benecki z ING Banku Śląskiego. Według niego, napływowi kapitału do Polski sprzyjają sygnały, że gospodarka amerykańska rozwija się wolniej, bo zwiększają one prawdopodobieństwo obniżek stóp w Stanach Zjednoczonych. W efekcie na rynkach wschodzących, w tym w Polsce, pojawia się więcej wolnego pieniądza. Skutek? Nie tylko mocniejszy złoty, ale i idąca w dół rentowność polskich papierów skarbowych - teraz niższa niż w końcu września o 20-30 punktów bazowych (w przypadku papierów dwuletnich wyraźnie poniżej 5 proc., pięciolatki zbliżają się do tego poziomu). A WIG20 jest o 11 proc. wyżej niż w końcu września.
Ekonomiści radzą przygotować się na to, że złoty dalej będzie zyskiwał. - Uzasadniają to nie tylko czynniki globalne, ale i to, co dzieje się w Polsce. Mamy wysoki i zrównoważony wzrost gospodarczy, duży napływ inwestycji bezpośrednich, a jednocześnie niską inflację i niewielki deficyt na rachunku obrotów bieżących - wylicza R. Benecki z ING BSK. - Na tle spadających stóp w Stanach ich wzrost w Polsce i innych krajach regionu będzie podnosił atrakcyjność inwestycji u nas - dodaje P. Kalisz z Banku Handlowego. Obaj spodziewają się, że w końcu przyszłego roku za euro będziemy płacić 3,7 złotego, a więc nieco mniej niż w tej chwili.
Szkodzi czy nie?