Gdyńska spółka Fota, zajmująca się handlem częściami zamiennymi do samochodów, definitywnie zrezygnowała z przejęcia krakowskiego Behamotu. Małopolskie przedsiębiorstwo działa w tej samej branży, ale oferuje nieco mniejszy asortyment części niż giełdowa firma - głównie opony i akumulatory. Jak już informowaliśmy, wspólnicy Behamotu nie zgodzili się na połączenie ze znacznie większym konkurentem po tym, jak zarząd Foty jeszcze przed podpisaniem umowy ogłosił, że zamierza przejąć spółkę. Nie przekonała ich nawet cena. Fota za 67 proc. udziałów w krakowskiej firmie miała zapłacić około 2 mln zł.
Bogdan Fota, który od połowy stycznia nie jest już prezesem giełdowej spółki (zastąpił go na tym stanowisku Bohdan Stankiewicz), przed jej debiutem na GPW zapowiadał, że połowa pieniędzy pozyskanych z emisji - około 50 mln zł - zostanie przeznaczona właśnie na przejęcia. Jednak od czasu nieudanego zakupu Behamotu nie słychać o tym, żeby spółka szykowała jakąś transakcję.
- Cały czas pracujemy nad przejęciami, ale to wymaga czasu. Podtrzymujemy plany powiększenia grupy - mówi Bohdan Stankiewicz, prezes Foty. Podobno jest kilka firm, które interesują się wejściem do grupy kapitałowej Foty. Jednak po doświadczeniach z Behamotem ich nazwy nie są ujawniane. Nieoficjalnie mówi się, że pierwsze efekty tych negocjacjach mogą zapaść najwcześniej w II kwartale tego roku.
Możliwe, że te nieco lakoniczne informacje powodują, że akcje Foty cały czas oscylują w okolicach ceny emisyjnej (34 zł). Wczoraj na koniec dnia walory Foty kosztowały 33,5 zł, po spadku o 2,9 proc.
Przedstawiciele dużych firm handlujących częściami twierdzą, że zarząd gdyńskiej spółki może mieć problem z konsolidacją branży. Ich zdaniem, na rynku dystrybutorów części zamiennych działa sporo małych firm, najczęściej rodzinnych, które nie zawsze chcą zostać wchłonięte przez dużego gracza i stać się częścią sieci. Innego zdania jest zarząd Foty. Z kolei na zakup dużego dystrybutora potrzeba naprawdę dużego kapitału.