W ustabilizowanych i wysoko rozwiniętych gospodarkach spółki sprzedające żywność i leki uchodzą za typową branżę defensywną. Innymi słowy, ich zyski są mniej podatne na wahania koniunktury gospodarczej. Z jednej strony, w czasie recesji konsumenci dopiero w ostateczności tną wydatki na podstawowe dobra pierwszej potrzeby, takie właśnie jak żywność i leki. Z drugiej strony, w okresie boomu gospodarczego sprzedaż tej branży nie rośnie tak szybko, jak przychody spółek typowo cyklicznych (wrażliwych na koniunkturę).
Pochodną tych zależności jest słabe tempo wzrostu kursów spółek sprzedających żywność i leki na rynkach rozwiniętych. Przez ostatnie cztery lata amerykański indeks S&P 500 Food & Staples Retailing praktycznie nie zmienił wartości, podczas gdy na szerokim rynku akcji trwa hossa.
Okazuje się, że na rynkach wschodzących te typowe zależności nie obowiązują, a przynajmniej są znacznie słabsze. W czasie obecnej hossy indeks branżowy MSCI Emerging Markets Food & Staples rośnie w tempie takim, jak ogólny indeks MSCI dla rynków wschodzących. W czasie ostatniej bessy natomiast indeks branżowy nie tylko nie oparł się powszechnej przecenie, ale nawet stracił nieco więcej niż indeks szerokiego rynku (ponad 60 proc.).
W połowie drogi
do rynków rozwiniętych