Spółki po raz pierwszy decydujące się na sprzedaż akcji coraz częściej wybierają rynki zagraniczne, gdzie wielkie banki inwestycyjne, pośredniczące w tego rodzaju operacjach, pobierają prowizje o połowę niższe od kasowanych na Wall Street. W Nowym Jorku inkasują średnio 4,4 proc. wartości emisji, a poza Stanami tylko 2,3 proc. Za granicą rynki są bardziej rozproszone i jest tam większa konkurencja wpływająca na poziom cen.
W Nowym Jorku rosną obawy, że w ślad za IPO za granicę będa emigrować obrót akcjami, inwestycje oraz miejsca pracy. Jeśli amerykańskie instytucje nie odwrócą obecnego trendu i nie złagodzą regulacji, Nowy Jork straci tytuł finansowej stolicy świata - napisali autorzy raportu McKinseya. Wówczas zagrożonych zostanie 30-60 tys. miejsc pracy. O przeregulowaniu rynku amerykańskiego pod koniec stycznia mówił prezydent George W. Bush. W przyszłym miesiącu na ten temat z inicjatywy Henry?ego Paulsona, sekretarza skarbu, odbędzie się specjalna konferencja.
McKinsey sugeruje, żeby Komisja Papierów Wartościowych i Giełd (SEC) oraz nadzorująca firmy audytorskie Public Company Accounting Oversight zmieniły zalecenia dotyczące przestrzegania reguł zawartych w Sarbanes-Oxley Act.
Zbyt wysokie koszty
Głównie chodzi o koszty związane z kontrolą wewnętrzną. Firma AMR Research wyliczyła, że w 2006 r. spełnienie wymogów regulacyjnych kosztowało spółki publiczne 6 miliardów dolarów.
W ubiegłym roku w Europie pierwotne oferty przeprowadziło 350 spółek, które pozyskały 86 miliardów dolarów. W USA 235 firm ze sprzedaży akcji zainkasowało 48 mld USD. Cała dziesiątka największych IPO ominęła Nowy Jork. W 1999 r. w Stanach przeprowadzono 507 IPO o łącznej wartości 63,93 miliarda dolarów. Wprawdzie USA nadal są największym rynkiem papierów wartościowych, ale ich udział w wartości wszystkich spółek publicznych w skali globalnej maleje. W 2001 r. stanowił po-łowę, a obecnie 37 proc. Dzieje się tak nie dlatego, że rynek amerykański kurczy się, lecz dlatego, że przybywa mu konkurentów. Udział rynków wschodzących od 2000 r. podwoił się do 16 proc. Wcześ-niej pod presją znaleźli się robotnicy fabryczni, teraz branża finansowa.