z dezorientacji inwestorów co do panujących na rynku warunków. Każdy wie, że kolejne szczyty nie przynosiły większej zmiany nastrojów i nie pchały popytu do zakupów. Właśnie z tego powodu pojawiają się co jakiś czas szybsze spadki cen, które przez część graczy odbierane są jako początek poważniejszej przeceny. Spadek cen może niepokoić, ale tylko wtedy, gdy jego skala jest na tyle znacząca, by wywołać jakąś zmianę w ocenie sytuacji technicznej rynku. Okazuje się, że na razie takiego spadku jeszcze nie było. Kilka razy doszło do testowania poziomów wsparcia, ale te siłami popytu zostały obronione i nadal pełnią swoją rolę. Tak było i tym razem, gdy rynek po odbiciu się od okolic dołka z 26 stycznia ponownie zaczął rosnąć. Skoro do tej pory żadne poważne wsparcie nie zostało pokonane, to skutek dywagacji na temat możliwych scenariuszy przebiegu notowań należy ograniczyć do pomocy przy przygotowaniu się na ewentualne niespodzianki. Pozycje średnioterminowe powinny pozostać niezmienione, gdyż żadne sygnały ich dotyczące nie padły. Nawet mimo wątpliwości, których przecież nie brakuje, nadal należy przypuszczać, że scenariusz wzrostowy jest bardziej prawdopodobny. Większy problem mogą mieć gracze o krótkim terminie inwestycji, bo ostatnia zmienność z pewnością skutecznie utrudnia analizę. Pytanie, czy
w sytuacji, gdy rynek nie zachowuje się czytelnie, trzeba brać udział w grze. Przecież nikt nikogo do tego nie zmusza, a oprócz posiadania długiej czy krótkiej pozycji można mieć także trzeci rodzaj
pozycji - pozostać poza rynkiem. Czy jest sens ryzykować na rynku o kalejdoskopowo zmieniających się nastrojach?