Do wywołania realizacji zysków na światowych parkietach nie potrzeba było wiele. Ostra wyprzedaż akcji w Chinach zepsuła nastroje w Europie, a te przeniosły się do USA. Aby jednak nadać rzeczom właściwe proporcje, trzeba zauważyć, że mimo mocnej przeceny chiński indeks jest w tym roku wciąż jeszcze mocno na plusie. Może z tego wynikać zarówno to, że ma jeszcze mnóstwo miejsca na dalszy spadek, jak również to, że nie ma aż tak dużych powodów martwić się jednodniową zniżką. Tak czy inaczej, została ona wykorzystana jako pretekst do realizacji zysków, co świadczy o zmieniającym się nastawieniu inwestorów do akcji. Mamy ku temu znacznie mocniejsze przesłanki niż tylko przecena w Chinach. Płynące w tym roku wiadomości z amerykańskiej gospodarki nie są krzepiące. Widać, że żadnego przesilenia nie ma i bardziej prawdopodobna jest kontynuacja spowolnienia niż jego przezwyciężenie. Do różnych problemów dochodzi teraz kwestia spadku cen domów. Wczoraj opublikowane dane wykazały, że w styczniu doszło do mocnej korekty cen domów na rynku wtórnym. Trudno jeszcze mówić o ewidentnym odwróceniu trendu w tym zakresie, ale powody do obaw są. Przy wciąż ujemnej stopie oszczędności w USA spadek wartości majątku Amerykanów byłby złym zjawiskiem, wzmacniającym zagrożenie, że zacznie się to odbijać na wydatkach konsumentów. Zresztą ich kondycja już w poprzednich miesiącach pozostawiała sporo do życzenia. Indeks S&P 500 spadł wczoraj w pierwszej odsłonie sesji w okolice 1433 pkt, czyli do dołka z 12 lutego. Stąd już tylko krok dzieli od kluczowych w dłuższym terminie wsparć, jakie znajdują się przy 1420 pkt i następnie 1410 pkt. Spadek poniżej tego drugiego poziomu byłby ostatecznym potwierdzeniem, że rozpoczęła się korekta zwyżki trwającej od czerwca 2006 r. Ze względu na jej rozmiary, przekraczające trzy wcześniejsze fale wzrostowe, należało będzie się spodziewać, że wyprzedaż przybierze silniejszy charakter niż w ostatnich trzech latach. W tym czasie za każdym razem korekta zabierała 8 proc., licząc od szczytu.