Po zakończeniu handlu na GPW główne amerykańskie indeksy straciły po ponad 3 proc. (DJIA -3,29 proc.; S&P500 -3,47 proc.; Nasdaq Composite -3,86 proc.), giełda w Meksyku spadła o 5,8 proc., w Brazylii o 6,6 proc., a w Argentynie o 7,5 proc.
Dziś co prawda w Chinach, gdzie wczoraj przecena się rozpoczęła i co sprowokowało wyprzedaż na świecie, mamy odbicie, w następstwie czego Shanghai Composite Index po wtorkowym spadku o 8,84 proc., zyskuje 3 proc., ale póki co nie zdołał to uchronić przed spadkami giełd w Tajlandii, Korei czy Japonii, które spadły o odpowiednio 2 proc., 3,3 proc. i 2,85 proc.
Niebezpieczne dla rynku akcji byłoby, gdyby rynek zwiedziony odbiciem w Chinach, rozpoczął notowania już od korekty. Zwykle bowiem takie wyższe otwarcie prowokuje wyprzedaż w kolejnych godzinach. Najpierw ze strony graczy, którzy na wszelki wypadek zechcą zrealizować zyski, a później ze strony tych wszystkich zawiedzionych faktem, że po początkowym odbiciu rynek ruszył w dół, co jest sygnałem jego słabości.
Oceniając sytuację indeksu WIG20 przez pryzmat analizy technicznej, widzimy, że również jest duże prawdopodobieństwo spadków. Tak bowiem należy interpretować, nie tylko utworzoną wczoraj, drugą już poniżej poziomu 3550 pkt., formację wyspy odwrotu (zapowiada ona odwrócenie trendu). Ale tak też należy interpretować wczorajsze wybicie poniżej wsparcia na 3344,45 pkt. (dołek z 12 lutego br.) i naruszenie, znajdującej się w okolicach 3320 pkt., 9-miesięcznej linii trendu wzrostowego, poprowadzonej po dołkach z czerwca 2006 i stycznia 2007.
Obecnie nic nie stoi na przeszkodzie, żeby WIG20 spadł w okolice dołka z 10 stycznia br. (3148,68 pkt.). W najgorszym scenariuszu mógłby on zbliżyć się do tej bariery nawet dziś. Tyle, że wówczas taki spadek należałoby już wykorzystywać do zdecydowanych zakupów akcji, bowiem prawdopodobieństwo mocnego odbicia byłoby bardzo duże.