Trwa globalna hossa na rynkach nieruchomości. Dla Polski ubiegły rok był rekordowy. Ceny mieszkań gwałtownie rosły - nawet szybciej niż indeksy giełdowe. Nie byliśmy jednak wyjątkiem. Boom na rynku nieruchomości rozpoczął się w wielu krajach pod koniec lat 90. XX wieku, ale dopiero wiek XXI naprawdę rozgrzał ten rynek do czerwoności. Ceny w wielu krajach świata zostały wywindowane do niezwykłych wręcz poziomów.
Alan Greenspan - hodowca baniek spekulacyjnych
Już w czerwcu 2005 roku "The Economist" pisał (w artykule "In come the waves"), że "globalny wzrost cen nieruchomości jest największą bańką spekulacyjną w historii" i ostrzegał, że jej pęknięcie doprowadzi do dużych zawirowań w gospodarce światowej. "The Economist" informował, że wartość nieruchomości w krajach rozwiniętych w latach 2000-2005 wzrosła o 30 000 mld USD (to kwota równa 100 procentom połączonego PKB tych krajów). Porównano to z rynkiem akcji w latach 20. i w końcu XX wieku. W ciągu pięciu lat przed krachem z 1929 roku wartość akcji wzrosła o kwotę odpowiadającą 55 procentom PKB krajów rozwiniętych, a przed pęknięciem bańki spekulacyjnej w końcu XX wieku - o 80 procent PKB. Nic zatem dziwnego, że to, co dzieje się na rynku nieruchomości, "The Economist" uznał za największy spekulacyjny wzrost cen w historii.
Podaje się różne powody, dla których na rynkach nieruchomości rośnie globalna bańka spekulacyjna. Mówi się na przykład o zmianach demograficznych czy większym zaufaniu do rosnących gospodarek. To jednak - według mnie - są dodatkowe, wcale nie najważniejsze przyczyny. Na przykład: w USA z pewnością powodem nie są zwiększone przychody obywateli (płace realne w tym kraju spadają). Kluczową rolę odegrały decyzje amerykańskiego banku centralnego Fed (a ściślej: Komitetu Otwartego Rynku, FOMC), kierowanego przez Alana Greenspana (seria obniżek stóp procentowych - przyp. red.). To jest praprzyczyna boomu. Drugi element to globalizacja. Poza tym media również bardzo przysłużyły się kreowaniu tego procesu.
Ratując gospodarkę amerykańską i globalną przed recesją, FOMC zaczął gwałtownie obniżać stopy procentowe, doprowadzając je w czerwcu 2003 r. do niewyobrażalnego poziomu 1 proc. Przykładem FOMC poszły inne banki centralne. I tu było widać rolę globalizacji. Bez niej nie udałoby się utrzymać inflacji na niskim poziomie, a to znacznie utrudniłoby prowadzenie tak łagodnej polityki monetarnej. Można w skrócie powiedzieć, że hossę na rynku nieruchomości (i nie tylko nieruchomości, ale też akcji, surowców) świat zawdzięcza Alanowi Greenspanowi, który zamiast jednej bańki spekulacyjnej (akcje) - wyhodował ich wiele.