Wtorkowa przecena na giełdach była prawdziwym trzęsieniem ziemi. Skala spadków była zupełnym zaskoczeniem na tle poprzednich miesięcy stopniowej zwyżki. Skok amerykańskiego S&P 500 o 3,5 proc. w dół był dwa razy większy niż największe dzienne spadki, jakie notowano w ostatnich trzech latach.
Po raz ostatni równie silną zniżkę zanotowano jeszcze w marcu 2003 r., czyli zanim zaczęła się hossa. Sam ten fakt może wywoływać obawy, czy przypadkiem na rynku nie doszło do wyznaczenia długoterminowego punktu zwrotnego.
Na te dylematy nakładają się narastające wątpliwości co do fundamentów ostatniej hossy - czy obecne wiosenne przesilenie to jedynie powrót do tempa uzasadnionego rozwojem globalnej gospodarki, czy może wręcz przeciwnie - dotąd inwestorzy ignorowali piętrzące się zagrożenia dla tego rozwoju?
Na rynkach wschodzących z kolei wtorkowy krach był porównywalny z okresami największej paniki z ostatnich lat. Indeks MSCI Emerging Markets zanurkował owego feralnego dnia o 3,1 proc. Porównywalne, a nawet większe dzienne zniżki notowano kilkakrotnie w trakcie majowego załamania w ubiegłym roku, a także w kwietniu i maju 2005 r.
Statystyki nie dodają