Czarne chmury nad rynkiem

Chociaż ostatni spadek robi wrażenie swoją dynamiką i wielkością, to nie znaczy wcale, że bessa jest już przesądzona. Niemniej, jeśli przełamane zostaną poziomy wsparcia to indeks WIG 20 może zejść do przynajmniej 2500-2700 pkt.

Publikacja: 05.03.2007 07:33

Każdy, kto miał okazję obserwować rynki w ubiegłym tygodniu będzie te dni z pewnością długo pamiętał. Wiadomo bowiem, że był to czas szczególny. Zmiany cen wielu aktywów były na tyle znaczne, że wpłynęły zdecydowanie na poziom nastrojów uczestników rynku. Można przypuszczać, że konsekwencje ostatnich wydarzeń będziemy odczuwać jeszcze przez wiele tygodni, a być może i miesięcy. Takie zachowanie rynku zdarza się najwyżej raz do roku, co tylko podkreśla powagę, z jaką do tych wydarzeń należy podejść.

Wydarzyło się coś ważnego

Mamy za sobą jeden z najsłabszych tygodni na warszawskim parkiecie w ostatnich latach. Nie chodzi tu tylko o wartość spadku liczonego w punktach, bo taka statystyka w ujęciu historycznym może być myląca ze względu na obecny poziom notowań. Chodzi także o zmianę procentową. Nawet pamiętny spadek z połowy maja nie był tak duży. Już tylko ten fakt sprawia, że można podejrzewać, że na rynku wydarzyło się coś ważnego. Pamiętamy, że pełne odrobienie strat po majowo-czerwcowym spadku zajęło nam pół roku. Zatem i tym razem nie będzie błędem oczekiwać przynajmniej podobnego czasu. Inna sprawa, że aktualnych jest kilka czynników, które sprawiają, że ten czas na odbudowę wcześniejszego poziomu notowań może być jeszcze dłuższy.

Jak to się stało? O czynnikach będących zagrożeniem dla kontynuacji zwyżki mówiło się już w tym miejscu wiele razy. Niemniej zawsze po wymienieniu tych czynników pojawiało się stwierdzenie, że ich aktualne znaczenie nie jest na tyle duże, by przestraszyć posiadaczy akcji. Cały czas rynek powoli piął się w górę i mimo wszystko zaliczał nowe rekordy wzrostu. Pokora wobec hossy nie pozwalała na śmiałą grę przeciw trendowi, który przecież trwał już kilka lat. Wiadomo było jednak, że prędzej, czy później pojawi się coś, co ten układ zmieni. Coś, co sprawi, że ta pewność wzrostów u części graczy zniknie i zrobi się nerwowo. Właśnie w ubiegłym tygodniu pojawiło się kilka czynników, które za to "coś" można uznać. Swoją drogą właśnie ten tydzień pokazał wystarczająco wyraźnie sposób doboru informacji, które w danej chwili uchodzą za najważniejsze.

Prosty przekaz Greenspana

W poniedziałek pojawiła się informacja, że były szef Fed, Alan Greenspan, który nadal cieszy się wielką estymą ze strony finansistów pozwolił sobie na uwagę, że jest możliwe, iż gospodarkę USA może dotknąć recesja w przyszłym, a może i jeszcze w końcówce tego roku. Z początku informacja ta przeszła bez większego echa, choć kłóciła się ona swoją wymową z tym, co ostatnio stara się głosić obecny szef Fed Ben Bernanke oraz pozostali członkowie FOMC (Federalny Komitet Otwartego Rynku). Osłabienie rynków było nieznaczne, ale ziarenko niepewności zostało zasiane. Greenspan nie ujawnił tu jakiejś wiedzy tajemnej, ani nie odkrył Ameryki. To, że przeważa obecnie opinia, że gospodarka USA poddała się "miękkiemu lądowaniu", nie znaczy wcale, że nie ma głosów mówiących o niebezpieczeństwie poważniejszych problemów. Jednak padały one z ust osób o znacznie mniejszej wiarygodności. Alan Greenspan to człowiek instytucja i jego głos jest słuchany znacznie uważniej. Tym bardziej, że szefując Fed znany był ze skomplikowania swojego przekazu, w którym unikał zbyt jednoznacznych stwierdzeń (ukuło się nawet na to pojęcie "greenspeak"). Tym bardziej wypowiedź z początku tygodnia zaskakiwała.

Jednak to nie słowa byłego szefa Fed były główną siłą napędową późniejszej przeceny. Znacznie poważniej rynki zaniepokoiły się przeceną jaka dotknęła rynek w Chinach we wtorek. Giełda w Szanghaju straciła ponad 8 proc. w ciągu jednej sesji po informacji o możliwych ograniczeniach w handlu akcjami w Chinach. To pociągnęło za sobą przecenę pozostałych rynków zaliczanych do grupy "wschodzących" oraz ich walut. Pomimo spadku cen na giełdach mniej rozwiniętych, rynki będące światowymi liderami trzymały się relatywnie mocniej. Panowała opinia, że kapitał wycofuje się z krajów o podwyższonym poziomie ryzyka. Do czasu... Godzinę przed zamknięciem sesji w Nowym Jorku zanotowano silny spadek indeksu średniej przemysłowej Dow Jones, co wywołało małą panikę. Sam wspomniany spadek był wywołany przez małą wydolność systemu komputerowego zliczającego dane potrzebne do obliczenia wartości indeksu. Ten szczegół stał się jednak mniej ważny, gdy inwestorzy skłonni do mocnej wyprzedaży odsłonili swoje emocje. Silna przecena amerykańskich akcji we wtorek pokazała, że problemy jednak nie dotyczą tylko rynków wschodzących (tego dnia przypomniano sobie już na poważnie o wypowiedzi A. Greenspana i ją szeroko cytowano. Stało się to na tyle ważne, że były szef Fed uznał za stosowne ją nieco złagodzić przy późniejszych okazjach) oraz ujawniła dużą nerwowość wśród inwestorów. Ta jedna sesja spadków sprawiła, że cały luty zamknął się na większości parkietów pod kreską. Resztę załatwiły media i szum wokół "czarnego wtorku". Moim zdaniem histeria medialna była zdecydowanie na wyrost (jak to zwykle bywa), gdyż jeśli faktycznie mamy przed sobą bessę, to takich dni będzie więcej.

Rynek nam powie

Ta wątpliwość dotycząca pojawienia się bessy nie jest tu bez znaczenia. O ile ostatni spadek robi wrażenie swoją dynamiką i wielkością, to nie znaczy wcale, że bessa jest już przesądzona. Nie ma co ukrywać, wiele wskazuje na to, że rynek podda się poważniejszemu spadkowi. Jak zawsze i tym razem także powtórzę, że by faktycznie o nim poważnie myśleć, rynek sam musi nam o tym powiedzieć. Innymi słowy z wieszczeniem dłuższego spadku cen warto poczekać na sygnał sprzedaży, który wyciągnięcie takich wniosków umożliwi. Te na razie nie pojawiły się..

Jednym z czynników, który zdaniem części analityków nie pozwoli na mocny spadek cen jest napływ środków do funduszy inwestycyjnych, gdyż dzięki nim rynek będzie zasilany kapitałem. Zdaniem tychże osób, jeśli nawet źródło na jakiś czas wyschnie ze względu na spadki cen, to nie należy obawiać się odpływu kapitału, bo inwestorzy po majowo-czerwcowej korekcie wiedzą, że nie nalezy panikować. Osobiście uważam, że właśnie korekta z końca wiosny ubiegłego roku zdemoralizowała inwestorów mniej obytych na rynku, a tacy przecież teraz przeważają wśród posiadaczy jednostek uczestnictwa. Ówczesny spadek i dość mocne odbicie uśpiły czujność tychże i mogą wpłynąć na opóźnienie reakcji, gdy prawdziwe kłopoty się w końcu pojawią. "Nauka", jaką pobrali oni wtedy uczy, że nawet 20 proc. spadek cen nie jest niczym złym i wystarczy spokojnie poczekać na odrobienie strat. Pytanie, co będą oni myśleć, gdy rynek zamiast odbijać po takiej przecenie będzie nadal spadać, a pojawienie się upragnionych wzrostów będzie się przeciągać?

Kluczowe wsparcie

Ubiegły tydzień swoją słabością otwiera nam drogę do możliwości pojawienia się większych i trwających dłużej spadków cen. Jedyną przeszkodą wydaje się jeszcze tylko poziom wsparcia w postaci dołków z początku roku. Póki ceny trzymają się nad tym wsparciem dalsza przecena wcale nie jest przesądzona. Jeśli jednak podaż będzie wystarczająco zdeterminowana (a na taką teraz zdaje się wyglądać) spadek może nas zaprowadzić nawet kilkaset punktów niżej. Dokładnego poziomu zatrzymania rynku nie podejmuję się podać, bo to w tym momencie podobne jest raczej do wróżenia z fusów. Jest oczywiście kilka poziomów, które potencjalnie mogą okazać poziomem dołka przeceny. W tej chwili można stwierdzić, że spadek ma szanse sięgnąć przedziału 2500-2700 pkt. Zejście niżej (pod poziom dołka z czerwca ub.r.) byłoby już dramatem i na razie wydaje się mało prawdopodobne.

Korekta, czy też bessa w średnim terminie rynkowi się należy, bo wyceny papierów wydają się zbyt wygórowane. Co do dłuższego terminu to teraz trudno się wypowiadać, gdyż istnieje kilka niewiadomych. Do nich należą m.in. szansa na realizację szybszego od wcześniejszych prognoz wzrostu gospodarczego w Polsce (a raczej odpowiedzi na pytanie, jak dużo będzie on szybszy), czy też kondycja amerykańskiej gospodarki i realizacja scenariusza "miękkiego lądowania". W tej chwili nie ma sensu rozważać bardziej pesymistycznych scenariuszy. Jeśli rynek zaczął poważny spadek, to ten tydzień był dopiero tego początkiem i na takie czarne wizje będziemy mieli jeszcze czas.

Trochę techniki

Ostatnia czarna świeca na wykresie tygodniowym wygląda rzeczywiście fatalnie (Wykres 1). Wprowadziła ona pewną zmianę w dynamice kreślenia wykresu. Silny ruch w jedną stronę sprawił, że zakończona została sekwencja powoli gasnących wahań. Te wahania umożliwiały wyznaczenie negatywnej w swojej wymowie formacji klina zwyżkującego. W tym tygodniu ceny opuściły klin dołem, czyli zgodnie z teorią. By sygnał się potwierdził potrzebne jest jeszcze przełamanie wsparcia na poziomie lokalnego dołka z początku roku. Co ciekawe, to wsparcie znajduje się niemal dokładnie na poziomie minimalnego zasięgu spadku wynikającego z przełamania poziomu 3350 pkt (minimalna wielkość spadku jest równa odległości od szczytu wykresu do przełamanego wsparcia - Wykres 2). Można więc podejrzewać, że potencjał niedźwiedzi w okolicy 3150 pkt będzie nieco mniejszy, a to sprawia, że właśnie tu podaż zda swój najważniejszy egzamin.

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy