W poniedziałek pojawiła się informacja, że były szef Fed, Alan Greenspan, który nadal cieszy się wielką estymą ze strony finansistów pozwolił sobie na uwagę, że jest możliwe, iż gospodarkę USA może dotknąć recesja w przyszłym, a może i jeszcze w końcówce tego roku. Z początku informacja ta przeszła bez większego echa, choć kłóciła się ona swoją wymową z tym, co ostatnio stara się głosić obecny szef Fed Ben Bernanke oraz pozostali członkowie FOMC (Federalny Komitet Otwartego Rynku). Osłabienie rynków było nieznaczne, ale ziarenko niepewności zostało zasiane. Greenspan nie ujawnił tu jakiejś wiedzy tajemnej, ani nie odkrył Ameryki. To, że przeważa obecnie opinia, że gospodarka USA poddała się "miękkiemu lądowaniu", nie znaczy wcale, że nie ma głosów mówiących o niebezpieczeństwie poważniejszych problemów. Jednak padały one z ust osób o znacznie mniejszej wiarygodności. Alan Greenspan to człowiek instytucja i jego głos jest słuchany znacznie uważniej. Tym bardziej, że szefując Fed znany był ze skomplikowania swojego przekazu, w którym unikał zbyt jednoznacznych stwierdzeń (ukuło się nawet na to pojęcie "greenspeak"). Tym bardziej wypowiedź z początku tygodnia zaskakiwała.
Jednak to nie słowa byłego szefa Fed były główną siłą napędową późniejszej przeceny. Znacznie poważniej rynki zaniepokoiły się przeceną jaka dotknęła rynek w Chinach we wtorek. Giełda w Szanghaju straciła ponad 8 proc. w ciągu jednej sesji po informacji o możliwych ograniczeniach w handlu akcjami w Chinach. To pociągnęło za sobą przecenę pozostałych rynków zaliczanych do grupy "wschodzących" oraz ich walut. Pomimo spadku cen na giełdach mniej rozwiniętych, rynki będące światowymi liderami trzymały się relatywnie mocniej. Panowała opinia, że kapitał wycofuje się z krajów o podwyższonym poziomie ryzyka. Do czasu... Godzinę przed zamknięciem sesji w Nowym Jorku zanotowano silny spadek indeksu średniej przemysłowej Dow Jones, co wywołało małą panikę. Sam wspomniany spadek był wywołany przez małą wydolność systemu komputerowego zliczającego dane potrzebne do obliczenia wartości indeksu. Ten szczegół stał się jednak mniej ważny, gdy inwestorzy skłonni do mocnej wyprzedaży odsłonili swoje emocje. Silna przecena amerykańskich akcji we wtorek pokazała, że problemy jednak nie dotyczą tylko rynków wschodzących (tego dnia przypomniano sobie już na poważnie o wypowiedzi A. Greenspana i ją szeroko cytowano. Stało się to na tyle ważne, że były szef Fed uznał za stosowne ją nieco złagodzić przy późniejszych okazjach) oraz ujawniła dużą nerwowość wśród inwestorów. Ta jedna sesja spadków sprawiła, że cały luty zamknął się na większości parkietów pod kreską. Resztę załatwiły media i szum wokół "czarnego wtorku". Moim zdaniem histeria medialna była zdecydowanie na wyrost (jak to zwykle bywa), gdyż jeśli faktycznie mamy przed sobą bessę, to takich dni będzie więcej.
Rynek nam powie
Ta wątpliwość dotycząca pojawienia się bessy nie jest tu bez znaczenia. O ile ostatni spadek robi wrażenie swoją dynamiką i wielkością, to nie znaczy wcale, że bessa jest już przesądzona. Nie ma co ukrywać, wiele wskazuje na to, że rynek podda się poważniejszemu spadkowi. Jak zawsze i tym razem także powtórzę, że by faktycznie o nim poważnie myśleć, rynek sam musi nam o tym powiedzieć. Innymi słowy z wieszczeniem dłuższego spadku cen warto poczekać na sygnał sprzedaży, który wyciągnięcie takich wniosków umożliwi. Te na razie nie pojawiły się..
Jednym z czynników, który zdaniem części analityków nie pozwoli na mocny spadek cen jest napływ środków do funduszy inwestycyjnych, gdyż dzięki nim rynek będzie zasilany kapitałem. Zdaniem tychże osób, jeśli nawet źródło na jakiś czas wyschnie ze względu na spadki cen, to nie należy obawiać się odpływu kapitału, bo inwestorzy po majowo-czerwcowej korekcie wiedzą, że nie nalezy panikować. Osobiście uważam, że właśnie korekta z końca wiosny ubiegłego roku zdemoralizowała inwestorów mniej obytych na rynku, a tacy przecież teraz przeważają wśród posiadaczy jednostek uczestnictwa. Ówczesny spadek i dość mocne odbicie uśpiły czujność tychże i mogą wpłynąć na opóźnienie reakcji, gdy prawdziwe kłopoty się w końcu pojawią. "Nauka", jaką pobrali oni wtedy uczy, że nawet 20 proc. spadek cen nie jest niczym złym i wystarczy spokojnie poczekać na odrobienie strat. Pytanie, co będą oni myśleć, gdy rynek zamiast odbijać po takiej przecenie będzie nadal spadać, a pojawienie się upragnionych wzrostów będzie się przeciągać?
Kluczowe wsparcie