W trakcie wczorajszej sesji WIG20 spadł nawet do 3116 pkt, czyli poziomu najniższego w 2007 roku. Chociaż ostatnie godziny przyniosły odbicie notowań, to i tak indeks zakończył dzień 1,9 proc. na minusie (przez tydzień stracił już 8,7 proc). Spadają notowania nie tylko wąskiego grona największych spółek. Grupujący głównie średnie firmy MIDWIG po spadku o 3,3 proc. znalazł się najniżej od połowy stycznia. W ciągu pięciu sesji kapitalizacja GPW spadła już z 688,9 mld zł do 643,8 mld zł.
Powód nieustającej wyprzedaży na warszawskim parkiecie jest wciąż ten sam - inwestorzy na całym świecie pozbywają się akcji. Bezpośrednią przyczyną poniedziałkowych spadków była kontynuacja zniżki na piątkowej sesji w USA (indeks S&P 500 był najniżej od trzech miesięcy), a także spadki na rynkach azjatyckich. Japoński indeks Nikkei zanurkował o 3,3 proc., Hang Seng (wskaźnik giełdy w Hongkongu) zniżkował o 4 proc., a południowokoreański Kospi - o 2,7 proc.
Narastające obawy przed spowolnieniem światowej gospodarki sprawiły, że do lecących w dół kursów akcji dołączyły rynki surowcowe. Na giełdzie w Londynie miedź staniała prawie o 3 proc., zaś ropa naftowa - o blisko 2 proc. Zawirowania na rynkach zaczęły się też odbijać na kursie złotego. Po południu kurs dolara przekraczał 2,985 zł, i był najwyżej od połowy lutego.