Bank centralny uznał, że nowozelandzki dolar, który w ubiegłym roku wobec waluty amerykańskiej zyskał 19 proc., a niedawno osiągnął najwyższy kurs od 22 lat, nie zasługuje na taką wycenę, gdyż nie ma ona uzasadnienia w sytuacji gospodarczej tego kraju.

Po raz pierwszy bank poinformował, że zdecydował się na wykorzystanie funduszu stabilizacyjnego. Sprzedał 120 milionów dolarów nowozelandzkich z puli wynoszącej 7 mld NZD (czyli 5,3 mld USD), doprowadzając wczoraj do spadku kursu o 1,6 proc., do 75,13 centa amerykańskiego z 1 NZD.

Może to zniechęcić inwestorów do zakupu aktywów o stałym dochodzie za fundusze pożyczone w Japonii, gdzie stopa procentowa jest znacznie niższa. Takie transakcje określa się jako carry trades. - Teraz ludzie wiedzą, że nowozelandzki dolar ma ograniczony pułap wzrostu - powiedział Michael Gordon, strateg walutowy Westpac Banking Corp. w Wellington.

John Key, przewodniczący opozycyjnej Partii Narodowej, były szef działu globalnych rynków walutowych w Merrill Lynch Europe, jest zaskoczony zbyt małym efektem interwencji. Jego zdaniem, tempo wzrostu kursu nowozelandzkiego dolara raczej osłabnie, ale może nie udać się odwrócić trendu. Key nie wyklucza, że za 1 NZD trzeba w tym roku będzie płacić 80 centów amerykańskich. Nowa Zelandia ma problemy nie tylko z silną walutą, która skłoniła niektóre firmy do przeniesienia produkcji za granicę, ale też istnieje zagrożenie zwyżką cen. Kilka dni temu podwyższono tam oprocentowanie do 8 proc.

Bloomberg