Wczorajsza sesja musiała rozpocząć się od wzrostu cen. Nie było wyjścia. Przeważająca większość najważniejszych czynników, które potencjalnie mogą wpłynąć na poziom cen na naszym rynku, sprzyjała bykom. Dotyczy to zarówno czynników wewnętrznych, jak i tych, na które nie mamy bezpośredniego wpływu.
Piątkowe notowania zakończyły się optymistycznie. Wprawdzie cały spadek nie został wtedy odrobiony, ale jego znaczna część tak,
co zdecydowanie
poprawiło nastroje. Dodajmy do tego zwyżkę cen w USA oraz wczorajsze poranne (według naszego czasu) wzrosty w Azji i wyjdzie nam bycza mieszanka. Na dodatek na rynku walutowym straty odrabiał dolar, co przełożyło się na notowania jena (osłabienie mimo danych o wyższej dynamice PKB). Część strat odrobił także złoty, choć w tym wypadku korekta nie była duża.
Sesja zaczęła się od wzrostu cen, ale to nie sam początek notowań świadczy o sile lub słabości rynkowych stron. Po chwilowym osłabieniu popyt ponownie wziął się w garść i powiększył dorobek byków. W południe, jak to często bywa, mieliśmy konsolidację, z której później wybiliśmy się górą. Po tym wybiciu poziom konsolidacji należało uznać za pierwsze wsparcie na wypadek późniejszego spadku cen. Trzeba jednak przyznać, że jeszcze tuż przed 15.00 wiele wskazywało na to, że przewaga popytu potrwa już do końca sesji. Na rynku jednak nic nie jest pewne - tuż po 15.00 pojawiły się spore kosze zleceń sprzedaży.