Do północy w poniedziałek administracja Georgea W. Busha mogła wysłać list do Sądu Najwyższego z poparciem roszczeń akcjonariuszy pokrzywdzonych w aferze Enronu. Tym razem inwestorzy domagają się miliardów dolarów od banków inwestycyjnych doradzających temu bankrutowi.
Pismo do sądu miał wysłać Departament Sprawiedliwości, ale tego nie uczynił, mimo że namawiała go do tego Komisja Papierów Wartościowych i Giełd (SEC).
Nadzór rynku kapitałowego miał inne zdanie niż Departament Skarbu, który obawia się, że roszczenia inwestorów mogą osłabić konkurencyjność amerykańskich firm.
- W tej sytuacji najłatwiej było nie robić nic - skomentował Donald Langevoort, profesor prawa w Georgetown University. Ostrzej zareagował Dan Newman, rzecznik Williama Leracha, prawnika reprezentującego akcjonariuszy Enronu. - To bezprecedensowy przypadek, kiedy polityka ma prymat nad regułami prawa - oświadczył Newman.
Rząd za prezydentury Busha nigdy nie wspierał inwestorów w sprawach rozpatrywanych przez Sąd Najwyższy. W poprzednich czterech przypadkach zarówno rząd, jak i Komisja Papierów Wartościowych i Giełd domagały się ograniczenia praw udziałowców.