Sesja zaczęła się całkiem nieźle, biorąc pod uwagę, że w USA we wtorek notowania zakończyły się spadkiem. Podobnie jak wczorajsze notowania w Japonii. Po tym niezłym otwarciu ceny jednak zaczęły spadać. Rozpoczęcie notowań na rynku akcji poprawiło nastroje. Zwyżka cen była na tyle duża, że nie tylko udało się wyjść ponad poziom otwarcia, ale także zbliżyć do zamknięcia z wtorku. Na tym poziomie zapał popytu się skończył. Zapał to i tak dużo powiedziane. Wzrost cen na kasowym wywołany był przez mały kapitał, który jednak był wystarczający ze względu na bierność podaży. Gdy ta się pojawiła, popyt był bezbronny. Spadek cen przyspieszył po 13.00, a po 14.30 zaliczyliśmy nowe minima sesji.

To właśnie o 14.30 opublikowana została informacja o decyzji RPP o podniesieniu stóp procentowych o 25 pkt bazowych. Pewnie pojawią się komentarze, że ten mocniejszy spadek to wynik decyzji RPP, ale wydaje się, że powodem była po prostu marna postawa popytu przez cały dzień. Do rekordów hossy zbliżaliśmy się dzięki koszom zleceń kupna na rynku kasowym. Mały obrót sygnalizował, że aktywny popyt nie jest duży, a więc nie rokował na skuteczny atak na poziom rekordu.

Poza tym, cokolwiek by mówić, rynek spodziewał się podwyżki stóp. To, że większość liczyła na to, że będzie ona za miesiąc, nie znaczy, że sytuacja się diametralnie zmieniła. Ba, można powiedzieć, że "najgorsze" w najbliższym czasie mamy za sobą. Kolejna podwyżka stóp szybko się nie pojawi. Trzeba się liczyć z tym, że jeszcze jedna decyzja o zacieśnieniu polityki pieniężnej pojawi się do końca roku.

Na koniec pozwolę sobie na pewną uwagę. Wybrany przez radę moment opublikowania wczorajszej decyzji okazał się najgorszy z możliwych. Oczywiście najgorszy dla rynkowych praktyków, których niestety w radzie nie ma. Już sam pomysł, by publikować decyzję w niemal dowolnym czasie, wykazuje zupełny brak wyczucia na rynki. Wczoraj całkowicie zabrakło wyobraźni, gdyż wybrano godzinę identyczną z publikacją danych makroekonomicznych w USA. To, że dowiedzieliśmy się, kiedy będzie opublikowana decyzja, jedną minutę przed samą publikacją, zakrawa już na kpinę. Czy naprawdę nie ma w NBP osoby, która wyperswadowałaby radzie ustalenie jednej dogodnej godziny na publikację decyzji? Gdzie tkwi trudność i dlaczego w innych krajach jest to możliwe, a w Polsce nie?