Kolejne podwyżki stóp procentowych przed nami

Rosnące płace w Polsce i wzrost stóp procentowych w innych krajach skłoniły Radę Polityki Pieniężnej do szybszego zaostrzenia polityki monetarnej. Stopy zostały podniesione, zanim rada zapoznała się z najnowszą projekcją inflacyjną

Publikacja: 02.07.2007 08:40

W ubiegłym tygodniu Rada Polityki Pieniężnej podniosła stopy procentowe o 25 punktów bazowych, co samo w sobie nie było zaskakujące, bo zdaniem większości podwyżka była przesądzona. Zaskakujące było to, że dokonano tego ruchu już teraz. Większość ekonomistów i analityków spodziewała się, że oprocentowanie pójdzie w górę dopiero w lipcu. Skąd zatem ten pośpiech? Obecnie podstawowym źródłem zagrożenia dla stabilności cen jest rynek pracy, a w szczególności rosnące płace, które wywołują napięcia inflacyjne.

Zagrożenia wynikające

z szybkiego wzrostu PKB

Rada w swoim komunikacie wskazuje na duże szanse utrzymania się szybkiego wzrostu gospodarczego, co oczywiście cieszy, ale rodzi także inne konsekwencje. Wraz we wzrostem PKB rośnie zatrudnienie, a to sprzyja wzrostowi płac. Jest on na tyle silny, że wydajność pracy nie jest w stanie mu dorównać. Konsekwencją tego jest wzrost jednostkowego kosztu pracy, a więc ma negatywny wpływ na wynik przedsiębiorstw. To może powodować narastanie tendencji do podnoszenia cen produkcji, a więc pojawienia się inflacji. Ostatnie dane jeszcze nie wskazują na taką sytuację, ale zagrożenie jest duże.

Dodajmy do tego, że nasz rynek pracy jest usztywniony m.in. przez wyjazdy Polaków za granicę. Zatem nawet do najprostszych (a wiec i najniżej płatnych) prac brakuje rąk, a że ktoś musi je wykonać, wynagrodzenia rosną. Pomocny byłby napływ pracowników ze Wschodu, co uelastyczniłoby rynek. Ale w tej chwili uelastyczniają go Polacy w Wielkiej Brytanii czy Irlandii. Na dynamikę płac rzutuje także znaczny w niektórych branżach wpływ związków zawodowych. Na szczęście powoli maleje, ale obecnie nadal związki są siłą, z którą niektórzy pracodawcy muszą się liczyć. Szczególnym pracodawcą, który, niestety, nie radzi sobie ze związkami i zwykle im ulega, jest państwo. Ta uległość (wynikająca także z politycznego charakteru protestów płacowych) jest jedną z głównych przesłanek przyspieszenia prywatyzacji.

Globalizacja także komplikuje

Wystąpienie wspomnianej presji na podnoszenie cen produkcji będzie redukowane przez kilka czynników. Na nie właśnie liczą członkowie rady, którzy nie są przekonani do zacieśniania polityki pieniężnej. Można tu wymienić dotychczasowe dobre wyniki finansowe firm, a więc istnienie pewnej poduszki ochronnej, pozwalającej odpowiedzieć na rosnące żądania płacowe bez podnoszenia cen produkcji. Trzeba przecież pamiętać, że firmy (przynajmniej ich większość) poruszają się na rynku konkurencyjnym, a więc mają ograniczoną możliwość podnoszenia cen. Nie bez znaczenia jest także wpływ czynników globalizacji. Sprawia ona, że przedsiębiorstwa nie tylko zmagają się z konkurencją na rynku wewnętrznym, ale także przez otwarcie gospodarki na inne kraje, konkurują na rynku światowym.

Efekty globalizacji są znacznie większe. Fakt otwarcia się na świat sprawia, że rośnie wpływ czynników globalnych na sytuację w Polsce. Tym samym maleje wpływ rodzimej polityki monetarnej na gospodarkę. To sprawia, że rada przy podejmowaniu decyzji musi brać pod uwagę nie tylko zmiany czynników wewnętrznych, ale także musi uwzględniać procesy zachodzące w gospodarce światowej.

Relatywnie mocniejszy popyt

Wzrost płac stymuluje popyt wewnętrzny, a więc wpływa na wzrost zapotrzebowania na towary. To drugi czynnik, który skłania przedsiębiorców do podjęcia decyzji o podniesieniu cen. Jeśli uznają oni, że podniesienie cen nie zaszkodzi ich sytuacji na rynku, to prawdopodobnie ceny wzrosną. Zatem wielkość popytu jest tu kluczową sprawą. Zmiany wielkości popytu zachodzą szybciej niż zmiany podaży. Zwłaszcza gdy ta podaż ma rosnąć. Problemem jest stopień wykorzystania czynników produkcji. Gdy zgłaszany popyt narasta, a produkcja nie może w krótkim czasie znacznie wzrosnąć, rodzi się presja na wzrost cen produkcji. Dobrym przykładem takiego zachowania jest sytuacja w branży budowlanej. Ma tu miejsce zarówno wzrost presji płacowej ze względu na brak rąk do pracy, jak i wzrost cen usług wynikający z ogromnego popytu na te usługi.

Rada obawia się podobnych zmian (choć oczywiście nie z taką dynamiką) w całej gospodarce. Stąd też mając świadomość ograniczeń w dostosowaniu podaży zwraca szczególną uwagę na zachowanie popytu. W związku z tym, jednym z kluczowych elementów analiz jest ocena prowadzonej przez rząd polityki budżetowej. Każdy ma świadomość, że trudno ją nazwać restrykcyjną. Nie są podejmowane konieczne działania mające na celu zmniejszenie wielkości deficytu budżetowego. Tworzy się gdzieś "zaskórniaki", które jednak w krytycznych momentach są rozdawane "potrzebującym". Kilka zmian jest ocenianych pozytywnie, jak choćby zmniejszenie składki rentowej. Problem w tym, że prowadzi to do zwiększenia płac, a więc ten ruch wzmaga jeszcze stronę popytową. Rząd nie spieszy się z wprowadzaniem zmian mających na celu uelastycznienie podaży. Kolejne pakiety zmian, które mogłyby pomóc przedsiębiorcom nie dość, że są zbyt skromne, to jeszcze ich wprowadzenie odkłada się na kolejne lata, a zakres zmian jest na każdym poziomie decyzji redukowany. W efekcie w fazie końcowej pojawia się karykatura szumnie zapowiadanych reform.

Wzrost popytu przy ograniczonej możliwości reakcji podaży i procesy wzrostu stóp procentowych w innych krajach świata skłoniły radę do szybszego zaostrzenia polityki monetarnej. Stopy zostały podniesione, zanim rada zapoznała się z najnowszą projekcją inflacyjną. Może być to odebrane jako sygnał, że jest w RPP większość, którą poważnie niepokoją zachodzące zmiany. Zatem, jeśli obecne tendencje będą zachowane, kolejne podwyżki stóp wydają się przesądzone.

Trochę

techniki

Ostatni tydzień był

szczególny ze względu

na to, że kończył II kwartał i I półrocze 2007 roku.

Tym samym piątkowe

poziomy cen były podstawą do wyznaczania wyników

inwestycyjnych osiągniętych przez poszczególne instytucje finansowe, zarządzające kapitałami. Te wyniki będą nie tylko wykorzystane

do kolejnych kampanii

medialnych, ale także posłużą do wyliczenia premii

zarządzającym. Obawy

o to, czy utrzymanie cen w okolicy szczytów hossy miało służyć tylko temu,

by zapewnić sobie dobry

wynik, nie są wcale

bez znaczenia. Zauważmy,

że aktywność w tym tygodniu nie była duża. Bierność

podaży rzucała się w oczy.

Nie trzeba było wcale dużego popytu, by ceny utrzymać

relatywnie wysoko.

Oczywiście, to nie jest jedyna wątpliwość dotycząca

kondycji rynku. Pocieszające jest to, że akurat ta

zostanie rozwiana

dość szybko.

Już w ciągu najbliższych

tygodni będziemy znać

prawdziwą kondycję

kupujących. Bliskość

szczytów kusi, by je

zaatakować, ale sam atak

to nie wszystko. Ceny

muszą się jeszcze na nowych rekordach utrzymać.

W innym wypadku poziomy wsparć będą ponownie

zagrożone.

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy