W takich warunkach jak obecnie inwestorzy mają zawsze dylemat - czy trzymać się trendu wzrostowego, czy czekać na nieuchronną korektę? Problem polega na tym, że moment owej nieuchronnej korekty trudno jest przewidzieć. Analiza techniczna ma jednak gotową odpowiedź na to zasadnicze pytanie. Brzmi ona - trzymać się trendu. Potwierdzają to zresztą doświadczenia z poprzednich lat. Ile już razy wydawało się, że trend wzrostowy musi się skończyć i ile razy przekonanie to sprawdzało się dopiero po kolejnych tygodniach zwyżki?
Owszem, w większości przypadków akcje nie są tanie w stosunku do zysków wypracowywanych przez spółki i kupowanie ich z myślą o długoterminowej inwestycji nie wydaje się rozsądnym rozwiązaniem. To nie zmienia jednak tego, że siła trendu daje wciąż szanse na zarobek tym inwestorom, którzy mają średnioterminowy horyzont i są gotowi zdecydowanie uciąć straty w razie spadku, który przestanie nosić znamiona zwykłej krótkoterminowej korekty.
Mówiąc konkretniej - jaka jest granica między ową "zwykłą" korektą a większym ruchem w dół? Wskazówki na ten temat daje obserwacja wahań WIG20 na przestrzeni ostatnich 12 miesięcy. W tym czasie zanotowaliśmy 11 ruchów w dół o przynajmniej 3 proc. Dwa największe z nich (w sierpniu 2006 oraz na przełomie lutego i marca) sprowadziły WIG20 o 9,4-9,5 proc. w dół. Za granicę oddzielającą "szum" od silniejszych spadków można uznać poziom 4 proc. Po jego przekroczeniu WIG20 spadał przeciętnie o kolejne 3,3 proc. Z takim więc ryzykiem należy się liczyć.
Rynki wschodzące
nadal w modzie