Przed sesją było wiadomo, że nie będzie ona należała do tych najważniejszych w historii warszawskiego parkietu. Na przełom się tu nie zapowiadało. Piątkowe notowania w USA zakończyły się niewielką zmianą wartości tamtejszych indeksów. Także rynki ze strefy azjatyckiej nie mogły być dla nas natchnieniem do odważniejszych decyzji inwestycyjnych. Sprawę przygnębiających oczekiwań potęgował fakt, że pierwsze dni tego tygodnia są ubogie w publikacje danych makro. Ciekawa pod tym względem ma być dopiero końcówka tygodnia. Zapowiadał się marazm.
Oczekiwania się potwierdziły, choć była chwila, w czasie której części inwestorów tętno skoczyło w górę. Sesja rozpoczęła się w dobrych nastrojach i nawet zaliczyliśmy nowe rekordy hossy. Problemem była niska aktywność graczy, która stawiała pod znakiem zapytania kontynuację ruchu. Uwagę zwracał także spadek liczby otwartych pozycji w końcowej fazie wzrostu. To nie był sygnał mocy rynku, a raczej przesłanka do tego, że przewaga popytu w skali tego dnia nie jest taka oczywista. Faktycznie, dość szybko do akcji przystąpiła podaż i ceny rozpoczęły szybki spadek. Jego duża dynamika była szczególnie widoczna na rynku terminowym, gdzie kontrakty w krótkim czasie spadły z poziomu szczytu na 3913 pkt do 3855 pkt.
Szybkość tej przeceny zapewne ucieszyła posiadaczy krótkich pozycji, których przecież mimo ostatnich wzrostów jest na rynku duża grupa. Radość była krótkotrwała. Nie chodzi tylko o sam czas trwania ruchu cen, bo już w jego trakcie można było mieć zastrzeżenia co do szans niedźwiedzi. Po pierwsze, na rynku kasowym nie widać było ataku podaży o porównywalnej skali. Indeks wprawdzie spadł, ale punktowo była to tylko połowa przeceny kontraktów. Po drugie, głównym źródłem podaży na rynku terminowym byli gracze realizujący zyski z długich pozycji, a to nie rokowało dobrze tym, którzy liczyli na spektakularny spadek cen. Do tego doszła baza. Asymetria spadku cen kontraktów i indeksu sprawiła, że w chwili zaliczenia porannego minimum sesji baza rozciągnęła się na ponad 30 pkt po ujemnej stronie, a przez resztę sesji utrzymywała przynajmniej 20 pkt.
Skala przeceny w stosunku do zamknięcia w piątek była symboliczna. Z pewnością nie ma na razie podstaw do ogłaszania końca hossy. Jedna sesja to zbyt mało. Tym bardziej po tak małym spadku. Podaż nie jest przekonująca.