Większość spółek z branży producentów żywności, napojów i alkoholi pozostawała w ostatnich miesiącach poza kręgiem zainteresowania ze strony gorącego kapitału spekulacyjnego. W dużym stopniu odpowiada za to z pewnością defensywny charakter sektora. Mówiąc prościej, żywność i napoje nie są produktami, na które popyt jest ściśle uzależniony od koniunktury gospodarczej.
Klasyczna branża defensywna
W przeciwieństwie do sektorów cyklicznych (wrażliwych na koniunkturę), takich jak budownictwo, omawiana branża nie może kusić inwestorów obietnicami krociowych zysków z boomu inwestycyjnego w gospodarce. Sprzedaż żywności i napojów nie jest też prostą pochodną rosnących dochodów konsumentów. Większe zarobki tylko do pewnego stopnia przekładają się na popyt np. na żywność.
Akcje z omawianej branży są lokatą raczej na gorsze czasy, niż na okres boomu. Skoro na zyski spółek z tej grupy nie oddziałuje tak silnie dobra koniunktura gospodarcza, to również jej ewentualne spowolnienie nie będzie miało tak silnego przełożenia na spadek kursów, jak jest to w przypadku spółek cyklicznych. Przynajmniej teoretycznie, bo w dalszej części artykułu mowa będzie o czynnikach, które mogą zaprzepaścić taki scenariusz.
Obliczany przez nas indeks branżowy co prawda w ostatnich miesiącach rósł (co jest skutkiem ogólnie pozytywnych nastrojów na giełdzie), ale wzrost ten był znacznie wolniejszy niż całego rynku. Siła relatywna tego wskaźnika względem Indeksu Cenowego Parkietu (mierzącego średnie zmiany kursów wszystkich giełdowych spółek) maleje niemal nieprzerwanie od połowy ub.r., a czerwiec przyniósł jeszcze przyśpieszenie tej tendencji.