Dawno nie słyszałem tak szczerej odpowiedzi na pytanie dotyczące przyszłych akwizycji, jak ta, która padła jakiś czas temu z ust prezesa Mirosława Kochalskiego. Co tam odpowiedź! Szef Ciechu sam, z własnej, nieprzymuszonej woli - zanim jeszcze którykolwiek z dziennikarzy czy analityków zdołał go zapytać - zadeklarował, że jego firma analizuje właśnie możliwość przejęcia aż czterech dużych zakładów chemicznych w Polsce. Zaraz potem padły nazwy wszystkich tych spółek: Anwil, Police, Puławy i Tarnów.

Była to deklaracja o tyle zaskakująca, co rzadko spotykana. Zazwyczaj bowiem, jeśli jakakolwiek firma ma chęć przejąć konkurenta z branży, nawet gdy jest to podmiot dużo, dużo od niej mniejszy i nieznany szerzej na rynku, nie składa tak jasnych deklaracji w tym względzie. Obawia się bowiem, że ewentualna cena "celu do przejęcia" po tego typu oświadczeniu może istotnie wzrosnąć. Czyżby jednak były warszawski komisarz, szefujący teraz Ciechowi, nie miał takich obaw?

Równie zastanawiające jest to, że poza branżą wszystkie wymienione przez niego firmy łączą dwa elementy. Po pierwsze, znaczącym akcjonariuszem każdej z nich jest Skarb Państwa, a po drugie w najbliższych miesiącach znaczące pakiety ich akcji mają trafić na GPW (choć w przypadku Anwilu oficjalnie nie zostało to jeszcze potwierdzone). Czyżby zatem deklaracja Mirosława Kochalskiego miała mieć zupełnie inne znaczenie niż chęć przejęcia tych firm? Równie dobrze (może nawet lepiej) mogło chodzić o to, by zrobić wszystkim tym firmom chemicznym niezły PR (delikatnie mówiąc) przed sprzedażą ich akcji.