Premier Jarosław Kaczyński rzucił światło na okoliczności dymisji wiceministra Ireneusza Dąbrowskiego z resortu skarbu. Podczas wczorajszej konferencji prasowej szef rządu wymienił odejście Dąbrowskiego jako przykład wyciągania konsekwencji we własnych szeregach i robienia użytku z informacji płynących "z CBA czy innych źródeł". Zastrzegł jednak od razu, że nie można tego przypadku porównywać z innymi głośnymi ostatnio dymisjami, w tym spowodowanymi akcjami CBA. - Tu nie było niczego, co rodziłoby odpowiedzialność natury karnej - stwierdził. Wyjaśnił, że dotarło do niego pismo, w którym "zostały sformułowane pewne zarzuty" i na które zareagował.
O co tak naprawdę chodzi?
Czy działalnością wiceministra skarbu zajmowało się CBA? - Regułą jest, że nie ujawniamy i nie komentujemy prowadzonych przez siebie postępowań. Co nie oznacza, że zajmowaliśmy się sprawą wiceministra Ireneusza Dąbrowskiego - mówi rzecznik CBA Temistokles Brodowski. Jan Dziedziczak, rzecznik rządu, powiedział, że nie doda nic do tego, co powiedział premier Kaczyński. Z Ireneuszem Dąbrowskim nie udało nam się skontaktować.
Były już wiceminister zajmował się m.in. branżą zbrojeniową i Agencją Rozwoju Przemysłu. Najwyższa Izba Kontroli ma od września zająć się sprzedażą PZL Mielec. O swoich wątpliwościach dotyczących ceny, po której ten kontrolowany wcześniej przez ARP zakład kupiła firma Sikorsky Aircraft, poinformowali Izbę posłowie z sejmowej komisji skarbu. Sfinalizowana w marcu transakcja opiewała na 250 mln zł. NIK ma zbadać, czy to nie za mało. Bo chociaż Mielec był zadłużony, to nie wiadomo, czy w wycenie spółki uwzględniono uzyskane przez nią kontrakty. NIK mówi, że kontrola nie zakończy się w tym roku. Trudno z góry przesądzać jej wyniki.
- Nie przypuszczam, aby sprawa odwołania Ireneusza Dąbrowskiego wiązała się ze sprzedażą PZL Mielec. Dlatego że nie doszło w tym przypadku do żadnych nieprawidłowości - mówi Roma Sarzyńska, rzecznik ARP.