Za oceanem nerwowo. Gwałtowne zwroty akcji na amerykańskich parkietach stały się ostatnio bardziej nieprzewidywalne nawet od polskiej sceny politycznej i zapewne przyprawiły inwestorów o kilka nowych

siwych włosów na głowie. Po spektakularnych spadkach w minionych tygodniach indeks S&P 500 zanotował przedwczoraj jedną z największych dziennych zwyżek ostatnich lat. Amerykańskie blue chips wzrosły o 2,7 proc. Gigantyczna amplituda wahań paradoksalnie może być dobrą wróżbą dla rynku. Amatorzy analizy technicznej już sporo czasu temu zorientowali się, że duża zmienność pojawia się zwykle przy dołkach. Możliwe więc, że czeka nas rychłe odbicie. Za optymistycznym scenariuszem opowiada się również coraz więcej analityków. UBS na przykład zarekomendował wczoraj inwestorom kupowanie akcji Merrill Lynch, co pomogło się dźwignąć całemu sektorowi finansowemu. Na pozytywne swoje nastawienie do amerykańskich akcji zmienił również Credit Suisse. Jest to o tyle godne uwagi, że bank ten od 2000 roku zachowywał wstrzemięźliwy stosunek do papierów zza oceanu, a teraz nagle zalecił zwiększanie ich udziału w portfelach. Choć optymistyczne prognozy specjalistów mogą się wydawać mało wiarygodne przy obecnym natężeniu czarnych myśli, nie są jednak pozbawione podstaw. Warto zwrócić choćby uwagę na wzrost rentowności obligacji dziesięcioletnich. Może to być wskazówka, że inwestorzy powoli wyzbywają się obaw co do kryzysu na rynku kredytów subprime. Do zakupów zachęcają również stosunkowo wysokie zyski przedsiębiorstw w ostatnim kwartale. Przyszły kierunek ruchów zależy od spotkania FOMC, które odbyło się wczoraj o 20.15. Władze monetarne zdecydowały, że utrzymają stopy na dotychczasowym poziomie. Szansa na powrót do trendu wzrostowego może nastąpić, gdy w wypowiedziach członków Fed pojawią się przebłyski nadziei na obniżkę stóp.

Zdaniem wielu analityków, taki rozwój wydarzeń jest całkiem prawdopodobny, szczególnie biorąc pod uwagę spadającą w USA inflację bazową czy mniejsze wydatki gospodarstw domowych.

PARKIET