Pomimo lipcowych spadków na giełdzie, które wywołały u wielu inwestorów większą potliwość rąk, autorzy rekomendacji pozostali niewzruszeni. Gros cen docelowych pozostało na niezmienionych poziomach. W praktyce oznacza to tyle, że w niedługim czasie powrót do trendu wzrostowego może być całkiem prawdopodobny.
W przeszłości na spore korekty trendu wzrostowego analitycy sporządzający rekomendacje reagowali dwojako - obniżali masowo wyceny lub też praktycznie zupełnie ignorowali spadki. Pierwsza reakcja miała miejsce na przykład w czerwcu ubiegłego roku. Skutek był taki, że rynek zalała kolejna fala spadków, która zepchnęła indeks WIG20 o następne 13 proc. niżej. Drugi typ odzewu analityków następował podczas każdej większej korekty w 2007 roku. Efekt? Rynek błyskawicznie wracał do poprzednich poziomów, by kontynuować marsz na północ.
Upór analityków jest o tyle zastanawiający, że miało miejsce co najmniej kilka wydarzeń, które powinny wpłynąć na ceny docelowe. Z jednej strony, dwie podwyżki stóp procentowych za pasem i kolejne na horyzoncie. Działania banku centralnego w oczywisty sposób zwiększają koszt kapitału - zarówna dla przedsiębiorstw, jak i inwestorów - powinny więc być źródłem obniżek wycen. Z drugiej jednak strony nieliczne raporty kwartalne giełdowych banków, które już ujrzały światło dzienne, po raz kolejny są lepsze od oczekiwań. Można z tego wnosić, że powinno nas czekać podkręcenie i tak już wyśrubowanych szacunków "wartości wewnętrznych" pożyczkodawców z GPW. Większe zmiany w rekomendacjach nastąpią jednak zapewne dopiero po zakończeniu sezonu publikacji wyników za II kwartał.
Wróci sentyment
do deweloperów?