Czy to korekta, czy idzie pani Be...

Nad tym pytaniem łamią sobie głowę inwestorzy na całym świecie. Jeszcze niedawno wierzyli, że spadki wkrótce wyhamują. Teraz w ich oczach widać już strach

Publikacja: 11.08.2007 08:58

Panika. To słowo chyba najtrafniej opisuje sytuację na rynkach finansowych. Już na koniec lipca amerykańskie wskaźniki nastroju notowały rekordowo niskie wartości. Wielkość krótkiej sprzedaży (strategii pozwalającej zarabiać na spadkach kursów) na NYSE jako odsetek obrotu akcjami wzrosła do

3,5 proc., czyli najwyżej w historii obecnej hossy.

O tym, jak rozchwiany jest amerykański rynek akcji, informuje wykorzystywany w analizie technicznej wskaźnik zmienności ATR (Average True Range). W sytuacji kiedy indeks S&P 500 jednego dnia zyskuje ponad 2 proc., by parę dni później stracić niemal 3 proc. (w czwartek), ATR podskoczył do poziomu najwyższego od pięciu lat. To z jednej strony dobra wiadomość, bo wysoka zmienność zazwyczaj zapowiada odbicie notowań. Problem w tym, że nie wiadomo, o ile jeszcze owa zmienność się zwiększy.

Również na polskim rynku w oczach inwestorów widać strach. - Spadają akcje wszystkich spółek, niezależnie od sektora, i to o bardzo duże wartości. To już typowy przejaw zachowań stadnych - sądzi Dariusz Nawrot z BM Banku BPH.

Ucieczka z rynku

Przedłużające się i coraz silniejsze spadki sprawiają, że do wyprzedaży przyłączają się kolejni inwestorzy, którzy do tej pory liczyli na odbicie notowań. Zgodnie z przekorną naturą notowań giełdowych, można przypuszczać, że spadek zatrzyma się dopiero wtedy, gdy na rynku zapanuje powszechne zwątpienie co do możliwości powrotu lepszych nastrojów. Być może przynajmniej chwilowe odbicie jest już blisko, skoro piątkowe paniczne spadki należały do największych w historii - przynajmniej jeśli chodzi o indeks średnich spółek mWIG40. Zanurkował on aż o 4,5 proc. Do tej pory zniżka o ponad 4 proc. zdarzyła się temu indeksowi w ostatnich sześciu latach tylko dwa razy - w końcu lutego i w maju 2006 (uwzględniając fakt, że mWIG40 stanowi kontynuację

MIDWIG-u).

Nastroje są tak złe, że inwestorzy praktycznie ignorują pozytywne doniesienia ze spółek, takie jak poprawa wyników finansowych. Z drugiej strony reagują masową wyprzedażą na negatywne informacje. Natychmiastowy spadek kursu dotyka zwłaszcza te spółki, których wyniki kwartalne nie sprostały wygórowanym oczekiwaniom rynku.

Straszą trupy

w hipotecznych szafach

Korekta czy bessa? Wiele zależy też od dalszego rozwoju sytuacji na rynku bankowym. Zasadniczy kłopot polega na tym, że chyba nikt nie potrafi prawidłowo oszacować skali problemów związanych z amerykańskim rynkiem hipotecznym. Banki inwestycyjne szacowały zagrożenie z rynku na 50 do 100 mld dolarów. CNBC wspominało o 300 mld, a Bloomberg napomknął nawet o 500 mld.

Widać coraz to nowe odnogi kłopotów rynku hipotecznego w USA. Na wartości traciły ostatnio najbardziej już nie tylko banki i fundusze, ale także MasterCard i American Express, ponieważ gracze giełdowi obawiają się, że zadłużeni Amerykanie nie będą w stanie spłacać kredytów. Coraz więcej instytucji - jak się okazuje - może mieć ukryte trupy w szafie w postaci inwestycji w obligacje hipoteczne. Przedwczoraj ofiarą kryzysu finansowego padł BNP Paribas. Francuski bank wstrzymał wypłaty z trzech funduszy, które lokowały pieniądze w instrumenty związane z ryzykownymi kredytami hipotecznymi.

Krajowe banki niezagrożone

Czy kryzys finansowy może porazić także polski system bankowy? - Kondycja finansowa krajowych banków nie jest zagrożona, ponieważ nie inwestowały one na rynku subprime - uspokaja Marta Jeżewska, analityk DI BRE Banku - ucierpieć mogą co najwyżej napływy do funduszy inwestycyjnych, jeżeli klienci zaczną masowo wycofywać pieniądze.

W każdym razie piętno kryzysu widać już na naszym rodzimym rynku międzybankowym, gdzie 3-miesięczna stawka WIBOR (po której banki udzielają sobie pożyczek) podskoczyła do 4,9 proc., podczas gdy jeszcze w końcu lipca ledwie przekraczała 4,8 proc.

Obecnie wszyscy łamią sobie głowę, jak długo potrwają spadki. Krajowi specjaliści są raczej spokojni. - Sytuacja gospodarcza w kraju jest bardzo dobra, mamy wysoką dynamikę PKB i rosnące wyniki spółek - uważa Dariusz Nawrot z BM Banku BPH. - Również krajowy rynek nieruchomości znajduje się w zupełnie innym punkcie niż w Stanach Zjednoczonych. Dalsze spadki na warszawskim parkiecie nie powinny być już znaczące.

Optymizmem napawają również działania Europejskiego Banku Centralnego. W czwartek EBC pożyczył bankom 95 mld euro, gdyż te obawiają się powierzać sobie nawzajem pieniądze. Wczoraj zadeklarował przeznaczenie na ten cel kolejnych 61 mld euro.

Na plus przemawia też fakt, że biorąc pod uwagę wskaźnik cena/zysk, amerykańskie spółki stały się wyjątkowo nisko wyceniane, a przez to atrakcyjne. Jak wynika z danych Bloomberga, C/Z dla firm z S&P 500 wynosi jedynie 16,5, co oznacza że jest najniższy od 1995 roku.

Giełdy w USA u progu bessy

- Amerykański rynek akcji znajduje się u progu bessy, która doprowadzi do spadku głównych indeksów giełdowych

o ponad 30 proc. - mówił wczoraj słynny giełdowy guru Marc Faber cytowany przez agencję Bloomberg.

Faber, prezes Marc Faber Ltd i wydawca The Gloom, Boom

& Doom Report, uważa, że problemów ze stratami na rynku obligacji hipotecznych nie uda się załagodzić nawet cięciami stóp procentowych przez Fed. Jego zdaniem, spadki doprowadzą Dow Jones Industrial Average poniżej 12 000 pkt.

Marc Faber zdobył duże uznanie inwestorów po tym, jak

w 1987 roku zalecił pozbywanie się akcji na tydzień przed historycznym Czarnym Poniedziałkiem, kiedy to S&P spadł

o ponad 20 proc. w ciągu jednej sesji. W 2001 roku przewidział również hossę na rynku złota, sugerując kupowanie metalu niedługo zanim jego ceny wzrosły dwukrotnie.

AZ

Trzy kryzysy, które wstrząsnęły rynkami akcji na świecie

Kryzys azjatycki zaczął się latem 1997 r. W maju Bank Japonii dał do zrozumienia, że może podnieść główną stopę procentową, by bronić jena. Wprawdzie wówczas nie uczynił tego, ale sprawił, że globalni inwestorzy zmienili nastawienie i zaczęli pozbywać się walut państw południowo-wschodniej Azji. Wraz z kursami walut w dół poleciały indeksy giełd akcji. Najpierw ostra przecena dotknęła tajlandzkiego bahta, malezyjskiego ringgita, filipińskiego peso oraz indonezyjskiej rupii. Premier Malezji Mohammed Mahathir winą za kryzys obarczył międzynarodowych spekulantów, z pogromcą brytyjskiego funta George?em Sorosem na czele.

Kiedy notowania zaatakowanych walut ustabilizowały się, presji rynku zostały poddane dolary Tajwanu, Singapuru i Hongkongu oraz południowokoreański won. Banki centralne w odpowiedzi na załamanie rynku zaczęły sprzedawać waluty rezerwowe i podniosły stopy procentowe, co w następstwie doprowadziło do spowolnienia wzrostu, zwiększyło atrakcyjność obligacji, a zaszkodziło akcjom. Tajlandzki bank centralny w obronę kursu bahta zaangażował 33 miliardy dolarów, ale ostatecznie zdecydował się na sterowany kurs płynny. Z pomocą władzom Tajlandii pospieszył Międzynarodowy Fundusz Walutowy, który zorganizował wsparcie w wysokości

17,2 miliarda dolarów. W przypadku Korei Południowej wyniosło ono 57 miliardów dolarów. Na początku 1998 roku symptomy kryzysu zaczęły zanikać, a rynki akcji szły w górę.

Kilka miesięcy później rynkami akcji wstrząsnęła Rosja. Tamtejszy rząd przez pewien czas łatał budżet, stosując mechanizm finansowej piramidy. Pożyczał pieniądze od firm i obywateli, oferując bardzo wysokie oprocentowanie. W kwietniu nastąpił drugi (pierwszy miał miejsce w listopadzie 1997 roku) spekulacyjny atak na rubla, a w maju Centralny Bank Rosji podniósł stopę procentową z 30 proc. do 50 proc. Ceny ropy i gazu spadały i oligarchowie domagali się dewaluacji, dzięki której wzrosłyby ich wpływy z eksportu tych surowców. 27 maja koszty kredytu zwiększono do 150 proc., a 17 sierpnia 1998 r. rząd ogłosił, że nie jest w stanie honorować zobowiązań wobec inwestorów, którzy kupili jego obligacje. Banki komercyjne zawiesiły spłatę zobowiązań wobec zagranicznych partnerów. 2 września rubla upłynniono. Kryzys pogrążył nie tylko moskiewską giełdę, ale także rynki na całym świecie.

Następny wstrząs był dwa lata później, w marcu 2000 r., kiedy pękła bańka internetowa. Giełdowych graczy wcześniej uwiodła perspektywa rozwoju spółek mających cokolwiek wspólnego z internetem i ich kursy w latach 1995-2000

wywindowano do bardzo wysokich

poziomów. Indeks Nasdaq Composite , naszpikowany firmami związanymi z nowymi technologiami, w wyniku wyprzedaży akcji stracił 75 proc. Do krachu doszło na wszystkich rynkach akcji.

komentarze

Marcin Materna

analityk Millennium DM

Spokojnie, to tylko korekta...

Obecne spadki na giełdzie trwają jeszcze zbyt krótko, by można je nazwać mianem bessy. Moim zdaniem, widać wręcz pewne oznaki, które mogą wskazywać na rychłe odbicie. Jednym z nich jest widoczna gołym okiem panika. Strach sprowadził ceny papierów na poziomy niemal z początku roku. Oznacza to, że stały się stosunkowo tanie, biorąc pod uwagę, że od tego czasu spółki nie tylko wyraźnie poprawiły wyniki, ale wzrosły również prognozy. Warto też zauważyć, że z drugiej strony fundusze mają znów trochę wolnej gotówki. Gdy spadki wyhamują, OFE i TFI dostarczą paliwa dla wzrostów.

Na większe odbicie nie możemy oczywiście liczyć bez wsparcia zza oceanu. Jeżeli na amerykańskich parkietach kontynuowane będą spadki, to nie ma szans na uspokojenie sytuacji w kraju.

Przystopowania zniżek spodziewam się w okolicach 3400-3500 punktów.

Piotr Kuczyński

główny analityk Xeliona

Banki usiłują zapanować nad sytuacją

Czy jakieś spadki nazwiemy korektą, czy też bessą, zależy wyłącznie od naszej własnej definicji tych pojęć. W moim rozumieniu bessa to długotrwałe spadki

o kilkadziesiąt procent ciągnące się przez kilka miesięcy. Tak źle jeszcze nie jest, choć jestem przekonany, że z fundamentalnego punktu widzenia jest to najpoważniejsza korekta w ciągu całej pięcioletniej hossy. Czy zamieni się ona w bessę? Na to nie umie z pewnością odpowiedzieć żaden analityk na świecie. Pewne argumenty przemawiają za tym, że na razie to tylko korekta. Dużym optymizmem napawa postępowanie banków centralnych, które dolewają

do systemu finansowego sporo gotówki. Potężny

95-miliardowy zastrzyk pieniędzy zapewnił

w czwartek europejskim bankom EBC, a już wczoraj obiecał, że rozciągnie swoje działania także na kolejne 3 dni. Uważam, że można założyć, iż banki centralne niedługo uspokoją sytuację.

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy