Kilka dni po tym, gdy szef Ministerstwa Skarbu Państwa Wojciech Jasiński powiedział, że połączenie Orlenu i Grupy Lotos uważa za możliwe, płocki zarząd zaprosił dziennikarzy, aby przedstawić im m.in. atuty takiej fuzji.
Atutów bez liku?
Zdaniem prezesa Orlenu Piotra Kownackiego, na świecie panuje tendencja nie do dzielenia firm paliwowych lub do tworzenia nowych, ale właśnie do konsolidacji. - Żeby coś znaczyć w tej branży, trzeba być dużym producentem - stwierdził szef koncernu, zastrzegając jednak przy tym, że decyzja o ewentualnym połączeniu obu firm należy do właściciela.
Przypomnijmy, że zarówno Orlen, jak i grupa Lotos są de facto kontrolowane przez MSP. W płockiej firmie resort (razem z Naftą Polską) ma 27,5 proc. akcji i głosów, jednak obsadza aż siedem z ośmiu miejsc w radzie nadzorczej (także jeden z jej obecnych tzw. niezależnych członków został wskazany przez przedstawicieli MSP). W Grupie Lotos głosy Skarbu Państwa stanowią ponad 58,8 proc. ogółu na WZA.
Jak powiedział P. Kownacki, można by wyliczyć multum synergii wynikających z tego połączenia. Wiceszef koncernu Krystian Pater wymienił kilka, m.in. możliwość wspólnych inwestycji np. w infrastrukturę przesyłową, której Grupa Lotos jest pozbawiona, oraz możliwość negocjowania lepszych cen za surowiec dla większego podmiotu (łączne zdolności przerobowe rafinerii w Gdańsku i w Płocku mają wzrosnąć za kilka lat do 26 mln ton ropy rocznie). - Grupa Lotos, jak wynika z niedawnej wypowiedzi jej prezesa Pawła Olechnowicza, musi się dopiero nauczyć zachowania na rynku zakupów ropy, a dla Orlenu jest to już codzienność - dodał P. Kownacki. - Lepiej byłoby też, gdyby polskie firmy ze sobą współpracowały, a nie konkurowały o koncesje poszukiwawczo-wydobywcze w bałtyckiem szelfie - stwierdził. Za logiczne uznał, aby to jedna firma była właścicielem złóż ropy naftowej w litewskim i łotewskim szelfie i infrastruktury przerobowej na Litwie.