W minionym tygodniu rynek akcji podjął próbę podniesienia się z wyjątkowo bolesnego upadku. Środowy skok WIG20 o 4,6 proc. był niemal równie silny, co gwałtowny spadek w pamiętny "czarny czwartek" 16 sierpnia, kiedy to indeks zanurkował o 5,4 proc. Taka nagła zamiana paniki na euforię zakupów sama w sobie nie jest jednak zaskoczeniem. To typowa sytuacja, której sprzyja ogromna zmienność notowań - znacznie większa niż w czasach spokojnych trendów. To z kolei oznacza, że odbicie - choć robi wrażenie - okaże się trwałe tylko pod warunkiem, jeśli przemawiać za nim będą odpowiednio mocne argumenty.
Wyczerpują się argumenty za kontynuacją przeceny
Tych na szczęście nie brakuje. O czynnikach przemawiających za powrotem hossy, a przynajmniej utrzymaniem status quo pisaliśmy już w momencie, kiedy na parkiecie "lała się krew". Warto teraz do nich powrócić. Pierwszy to powrót wycen akcji (względem zysków spółek) do bardziej racjonalnych poziomów. Ich spadek to nie tylko efekt kilkutygodniowej wyprzedaży. To także konsekwencja odbywającej się w międzyczasie publikacji wyników kwartalnych spółek. Pogrążony w panice rynek niemal zupełnie zignorował ogólnie świetne rezultaty finansowe, wyolbrzymiając za to pojedyncze rozczarowania (jak już pisaliśmy, zysk netto wszystkich giełdowych spółek powiększył się przez rok o 40 proc.).
W efekcie, jak wynika z danych GPW, C/Z dla spółek z WIG20 spadł z 17,5 (na koniec tygodnia zakończonego 6 lipca) do 15,6. Jeszcze wyraźniej zrewidowanie poglądów inwestorów widać w przypadku średnich i małych firm. C/Z dla mWIG40 został zredukowany z ponad 30 (w końcu czerwca) do 23,4, czyli o ponad 20 proc. Z kolei ten sam wskaźnik dla sWIG80 zanurkował z ponad 40 do 28,9 - aż o 28 proc.
Cały problem polega na tym, że z historycznego punktu widzenia wyceny akcji nie są rekordowo niskie. Co gorsza, do historycznych minimów jeszcze sporo brakuje. Na tyle dużo, że przykładowo akcje średnich spółek musiałyby stanieć jeszcze o połowę, by C/Z sięgnął 10 - taką wartość miał na początku 2005 r., u progu rekordowej fali hossy.