W czwartek wydawało się, że końcówka tygodnia będzie należała do byków. Udało się tego dnia wyciągnąć ceny na poziom bezpośrednio sąsiadujący z oporem. Ten był nawet raz naruszony, ale do przebicia jednak nie doszło. Była szansa, że dojdzie do niego właśnie na sesji wczorajszej. Warunki do tego wydawały się sprzyjające. Nawet lekki spadek cen w USA nie przekreślił szans byków.

Warunki owszem były doskonałe i nic nie stało na przeszkodzie, by wybić się w górę. Trwała konsolidacja tuż pod szczytami po wcześniejszym mocnym wzroście cen. Takie wybicie połączone z pokonaniem poziomu oporu dałoby stronie popytowej poważne argumenty. Co ciekawe, do wybicia w końcu doszło, ale niesmak pozostał. Gdyby spojrzeć na wykres dzienny to nie byłoby wątpliwości. Poziom oporu został pokonany, a wielkość świeczki i zamknięcie na maksie mówi samo za siebie.

Sesja zaczęła się spadkiem cen, ale szybko został on nadrobiony. W dalszej części dnia ceny powoli rosły. Wydawać by się mogło, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Był tylko jeden problem. Wczorajsza aktywność zdecydowanie odbiegała od średniej z ostatnich dni. To sprawiało, że wiarygodność zmian cen nie była duża. Tym samym także i sygnał kupna (gdyby się takowy pojawił) nie miałby większego znaczenia. Niemal do końca dnia wydawało się, że jednak sygnał nie padnie. O 16.00 pojawiły się lepsze dane o wielkości sprzedaży nowych domów w USA i hamulce puściły. Mała aktywność przestała się już liczyć, a do akcji przystąpili kupujący. W ciągu ostatnich 10 minut sesji kontrakty zyskały 50 pkt, czyli połowę całego wzrostu od sesyjnego dołka.

Wychodzi więc na to, że mamy za sobą sygnał utrwalającej się przewagi popytu, na który trzeba było zareagować otwarciem długich pozycji. Mała aktywność w trakcie takiego wydarzenia jest z pewnością argumentem za zachowaniem ostrożności, ale nie jest argumentem za tym, by na sam sygnał nie reagować. Sygnał padł i kropka.

Niski obrót oraz spadająca liczba otwartych pozycji w trakcie sesji może być podstawą do wątpliwości, czy ten wzrost faktycznie nas zaprowadzi wysoko. To już jest jednak zupełnie inna sprawa. Na sygnały trzeba reagować, choć przecież nie każdy jest skuteczny. Tak czy inaczej szansa, że to ostatnia zwyżka jest powrotem do hossy rośnie. Stanie się to faktem, gdy pojawią się nowe rekordy.