Ceny ropy naftowej spadły wczoraj po południu po opublikowaniu przez Departament Energii raportu
o aktualnym stanie zapasów tego surowca w Stanach Zjednoczonych. Zapasy surowej ropy wzrosły
w minionym tygodniu o 1,78 mln baryłek, czyli o 0,56 proc. Analitycy spodziewali się wzrostu, ale o 0,75 mln baryłek. Departament Energii podał też, że zapasy benzyny zwiększyły się o 2,77 mln baryłek, 1,43 proc., a zapasy paliw destylowanych, w tym oleju opałowego o 0,994 mln baryłek, 0,73 proc. Wkrótce po opublikowaniu tego komunikatu zarówno w Londynie, jak i w Nowym Jorku ropa staniała prawie o 1 USD. Ale już po kilkudziesięciu minutach stało się jednak jasne, że to nie amerykańskie zapasy decydują teraz
o cenach ropy. W Londynie przekroczyły one wtorkowy rekord zaraz po ukazaniu się nieoficjalnej jeszcze wiadomości z Ankary, że turecki parlament przychylił się do prośby rządu i zezwolił na wysłanie wojska do północnego Iraku. Uchwalona ustawa pozwala premierowi Erdoganowi na przeprowadzenie jednego lub większej liczby ataków w ciągu roku na pozycje kurdyjskich separatystów w Iraku. Zgoda parlamentu oczywiście nie oznacza, że turecka armia pojawi się tam natychmiast, zwłaszcza że Stany Zjednoczone apelują do Ankary o wstrzemięźliwość.
Wczoraj pod koniec notowań za baryłkę ropy Brent z dostawą we wrześniu na londyńskiej giełdzie terminowej ICE płacono 83,96 USD, o 20 centów mniej niż na rekordowym wtorkowym zamknięciu. Przed tygodniem na zamknięciu sesji baryłka kosztowała 78,60 USD.