Tydzień zaczął się od spadków, a głównym winowajcą był amerykański bank Citigroup, właściciel warszawskiego Banku Handlowego. Cena akcji Citigroup na początku notowań obniżyła się o 4,8 proc. z powodu przewidywanych odpisów na utratę wartości instrumentów powiązanych z rynkiem kredytów hipotecznych. Ta wielka grupa finansowa w trzecim kwartale straciła na nich 6,5 miliarda dolarów, a teraz informuje, że w październiku nastąpił dalszy spadek wartości w granicach 8-11 miliardów dolarów. W niedzielę pracę stracił Charles Prince, dyrektor generalny Citigroup. Komunikat nowojorskiej spółki spowodował wyprzedaż akcji banków na całym świecie, gdyż inwestorzy boją się, że takie "trupy w szafach" jak on mają też inne firmy z branży. Spadki indeksów w pierwszej fazie notowań wynosiły około 0,5 proc. Ku zaskoczeniu rynku w ubiegłym miesiącu dynamika usług w USA (około 90 proc. PKB) okazała się lepsza od prognozowanej. W Europie spadki były na zdecydowanej większości rozwiniętych rynków akcji. Wyprzedaż szczególnie dotknęła Societe Generale, Credit Suisse i Barclaysa. W niełasce był też J Sainsbury, sieć supermarketów, której zaszkodziła katarska firma Delta, rezygnując z oferty przejęcia za 21,9 miliarda dolarów. Indeks Dow Jones Stoxx 600, obejmujący największe spółki europejskie, stracił 0,7 proc. Wcześniejsze poniedziałkowe spadki w regionie Azja-Pacyfik były dwa razy większe. Poza informacjami z Citigroup na tamtejsze rynki miała wpływ wypowiedź premiera rządu chińskiego, który dał do zrozumienia, że realizacja planu umożliwienia obywatelom ChRL inwestowania w Hongkongu została wstrzymana. Hang Seng, indeks giełdy Hongkongu, stracił z tego powodu 5 proc. Wydarzeniem na rynku chińskim był debiut PetroChina w Szanghaju, gdzie po 163-proc. zwyżce ceny kapitalizacja spółki przekroczyła bilion dolarów. Pod tym względem PetrroChina jest światowym liderem. Chiny od wczoraj są trzecim rynkiem akcji na świecie, po USA i Japonii. Wielka Brytania spadła na czwartą pozycję.

PARKIET