Przed sesją każdy inwestor miał przed sobą kilka informacji, które miały wpłynąć na jego decyzje inwestycyjne czy choćby przygotować na przebieg notowań na rynku. Zza oceanu napłynęły kolejne kiepskie wiadomości. Spadały tamtejsze indeksy, co potencjalnie mogło pogorszyć nastroje w Europie, a więc i u nas. Było to tym łatwiejsze, że także rynki azjatyckie nie tryskały optymizmem, choć tam emocji było mniej. W sukurs bykom przyszły jednak nasze rodzime spółki. Jeszcze przed rozpoczęciem notowań swoje wyniki opublikowały PKN i Lotos. Obie rafinerie pochwaliły się wynikiem lepszym od oczekiwań analityków, choć w przypadku PKN zanotowano spadek zysku względem analogicznego okresu roku ubiegłego. Tym samym dzięki lokalnemu czynnikowi udało się rozpocząć notowania od wzrostu cen.
Po dodatnim początku rynek osłabł. Ceny akcji spadły (głównie KGHM) na tyle, by sprowadzić wartość indeksu w okolice zamknięcia z poniedziałku. Indeks utrzymał się jednak w zielonej strefie
wzrostu i ponownie zaczął zyskiwać na wartości. Wzrost cen był powolny, ale zdecydowany.
Przerywające go korekty nie były zbyt głębokie, co sugerowało,
że przewagę na rynku utrzymuje popyt.