Obóz byków miał wczoraj dogodne warunki do tego, by poważniej zaatakować. Potencjalnie można było nawet rozpatrywać
możliwość próby zanegowania przeceny, jaka pojawiła się w ubiegły piątek. Takie scenariusze można było braç pod uwagę, zakładając, że popyt faktycznie nosi się z zamiarem poprawy swojej sytuacji. Dobra końcówka sesji we wtorek, mocny wzrost cen w USA oraz niezłe wyniki łączących się banków (Pekao i BPH) umożliwiały dobry start.
Start faktycznie był niezły, ale biorąc pod uwagę potrzeby i możliwości, tylko nieły. Skala wzrostu nie przekroczyła nawet 1 proc., a poważne rozważania o możliwości negacji piątkowego spadku cen musiały się zakończyć. Ostrożne otwarcie sugerowało, że popyt na naszym rynku pozostaje w defensywie i na razie próby jego zaktywizowania nie przyniosą skutku. Można także domniemywać, że wiara naszych graczy w siłę popytu za oceanem jest mocno ograniczona. Tam ceny skoczyły zdecydowanie. Być może dla naszych inwestorów zbyt zdecydowanie, bo pojawiły się obawy, czy nie jest to jedynie korekta w spadku i wyrzucanie z rynku posiadaczy krótkich pozycji.
Po dodatnim początku sesji szybko weszliśmy w fazą konsolidacji. Ceny wahały się w bardzo wąskim przedziale do południa. Tuż po popołudniu ceny szybko spadły pod poziomem zamknięcia poprzedniej sesji. W okolicy
nowych minimów doczekaliśmy się publikacji najpierw danych dotyczących polskiej inflacji, a skoro jej wartość nie zaskoczyła, także danych dotyczących wzrostu cen produkcji sprzedanej w USA oraz dynamiki amerykańskiej sprzedaży detalicznej. Po pojawieniu się danych było nieco lepiej, ale tylko na tyle, by ponownie wyjść na plusy. Nie udało się powrócić nad poziom przedpołudniowej konsolidacji, która tym samym zyskała status krótkoterminowego oporu. W końcówce ponownie przeważała podaż.