Próby podniesienia notowań przychodzą bykom z wielkim trudem. Nic dziwnego, skoro świeżo w pamięci inwestorów pozostaje ostra przecena, która mogła skutecznie odchudzić portfele graczy próbujących "łapać dołek". Wczorajsza sesja przyniosła efektowny pokaz tego, że poprawa nastrojów bywa złudna. WIG20 rozpoczął dzień wysoko, a w najlepszym momencie zyskiwał 1,2 proc. względem wtorkowego zamknięcia. Wydawało się, że zapoczątkowane dzień wcześniej odbicie ma szansę nabrać tempa. Problem w tym, że zgodnie ze starym giełdowym przysłowiem, "nawet zdechły kot zrzucony z odpowiedniej wysokości musi się odbić". Reguła ta zadziałała i tym razem. Szybko powróciły gorsze nastroje i WIG20 "zjechał" poniżej wtorkowego zamknięcia. Podobny los spotkał małe i średnie spółki. Dobrze zapowiadające się odreagowanie skończyło się powrotem zniżek. Podczas gdy na otwarciu mWIG40 znajdował się najwyżej od trzech dni, to na zamknięciu pogłębił dołek. Wczorajszy spadek WIG20 był głównie "dziełem" banków. Rosnące zyski tego sektora niezbyt zachęcają obecnie inwestorów do lokowania pieniędzy w ich akcjach. Podobnie było zresztą w czasie publikacji wyników w połowie sierpnia. Na dłuższą metę zmiany kursów banków będą zapewne wypadkową kilku czynników. Z jednej strony negatywną presję na notowania wywierać może przekonanie, że najwyższą dynamikę zysków banki mają już zapewne za sobą. Słabnący boom kredytowy, czy prawdopodobne pogorszenie koniunktury na rynku funduszy inwestycyjnych mogą zmniejszyć optymizm inwestorów. Poza tym banki w mniejszy lub większy sposób cierpią na niekorzystnym postrzeganiu sektora finansowego w USA czy Europie Zachodniej. Z drugiej strony, nie ma podstaw, by przypuszczać, że z dnia na dzień branża ta straci umiejętność zbierania owoców wzrostu gospodarczego. Pojawiają się już rekomendacje analityków zachęcające do kupowania przecenionych walorów (zwiększanie ich udziału w portfelu zalecił właśnie UniCredit). Zniechęcenie inwestorów w połączeniu z coraz lepszymi wynikami finansowymi prowadzi do szybkiego obniżania się wycen, co na dłuższą metę powinno przysłużyć się trendowi wzrostowemu.