Londyński bank Barclays, który przegrał batalię o kontrolę nad holenderskim ABN Amro, w III kwartale i październiku musiał odpisać 2,7 mld dolarów, gdyż tyle na wartości straciły znajdujące się w jego portfelu papiery powiązane z ryzykownymi kredytami hipotecznymi w USA.

Inwestorzy ucieszyli się, gdyż obawiali się, że ten trzeci bank w Wielkiej Brytanii jest w gorszej sytuacji. Akcje wczoraj rano podrożały prawie 7 proc. i odrobiły znaczną część strat poniesionych w ostatnich dwóch tygodniach, kiedy kurs spadł 12 proc. Inwestorzy wcześniej krytykowali kierownictwo Barclaysa za to, że ociągało się z ujawnieniem strat poniesionych podczas ostatniego kryzysu hipotecznego w USA, szczególnie na rynku obligacji powiązanych z kredytami na zakup domów. John Varley, dyrektor generalny Barclaysa, spekulacje na temat skali strat banku uznał za nieuzasadnione.

- Poszło im lepiej, niż oczekiwał rynek - skomentował komunikat Barclaysa Mamoun Tazi, analityk MF Global Securities, zadowolony, że bank nie będzie musiał się ratować nową emisją akcji. Tazi uważa, że Barclays ma dość kapitału, by uporać się ze skutkami zawirowań na rynkach finansowych, których przyczyną jest załamanie na rynku hipotecznym w USA. Chris Lucas, dyrektor finansowy Barclaysa, zapewnia, że nie ma ryzyka dalszych odpisów na spadek wartości papierów zabezpieczonych spłatami pożyczek hipotecznych za oceanem.

Od stycznia do końca października zysk brutto Barclaysa wyniósł 1,9 mld funtów (3,9 mld USD) i był wyższy niż w tym samym okresie 2006 r. W I półroczu 2007 r. ponad 1/3 zysku brutto wypracował Barclays Capital, operujący na rynku papierów wartościowych. Wczoraj kapitalizacja Barclaysa wynosiła 73 mld USD. bloomberg