Pora przywyknąć do wysokiej dynamiki wynagrodzeń

Wbrew dość rozpowszechnionym opiniom ekonomistów, słabsze tempo wzrostu gospodarczego przewidywane na rok 2008 wcale nie przełoży się na spowolnienia wzrostu wynagrodzeń. Ciągle wysoki popyt na pracę, konwergencja międzysektorowa poziomu płac, "doganianie" poziomów płac w UE, jak również wyższe oczekiwania inflacyjne to dogodne warunki utrzymania się nawet dwucyfrowego wzrostu wynagrodzeń. To będzie miało skutki dla inflacji i stóp procentowych

Publikacja: 17.11.2007 10:30

Tempo wzrostu płac pozostaje jedną z najistotniejszych zmiennych ekonomicznych wpływających na średniookresowe perspektywy inflacji. Przypomnijmy, że dynamika płac przekraczająca tempo wzrostu wydajności w gospodarce oznacza wzrost jednostkowych kosztów pracy, a więc dodatkową, choć niewątpliwie rozłożoną w czasie, presję na wzrost cen producenta i konsumenta. Od co najmniej kilku kwartałów zmienna ta jest bardziej niż wnikliwie monitorowana przez Radę Polityki Pieniężnej i uczestników rynków finansowych, co z kolei na analitykach bankowych wymusza obowiązek antycypowania trendów na rynku pracy - w zdecydowanie mniejszym stopniu interesujemy się zaś socjologicznymi aspektami zjawiska.

Opóźnione żądania

Opóźnienia między popytem na pracę, mierzonym wzrostem zatrudnienia, a dynamiką płac są znaczące, przekraczającą 4-6 kwartałów. Do takiego wniosku można było dojść jeszcze na przełomie 2006 i 2007 r. (patrz "Miesięczny Przegląd Makroekonomiczny BRE Banku", marzec 2007), kiedy to dynamika zatrudnienia przekroczyła dopiero 3 proc. rok do roku, a płace rosły w umiarkowanym tempie 4-6 proc. - ciągle zbyt wolno, aby zagrozić rekordowym wzrostom wydajności.

Istnienie opóźnień pomiędzy popytem na pracę a zmianami płac uzasadniane bywa w teorii ekonomii nieaktualnym zbiorem informacji (sticky information), na podstawie którego przedsiębiorstwa decydują o cenach na swe produkty, a gospodarstwa domowe o wynagrodzeniach za świadczoną pracę. Upraszczając nieco teorię: istnienie sztywności informacji wynikać może z tego, że gospodarstwa domowe uświadamiają sobie fakt przyspieszenia gospodarczego i lepszej kondycji przedsiębiorstw znacznie później, niż miało ono rzeczywiście miejsce (znaczne opóźnienie w publikacji wyników finansowych spółek powinno dać czytelnikowi nieco bardziej intuicyjne spojrzenie na teorię). Subiektywna ocena trwałości ożywienia i poprawy sytuacji finansowej firmy zmienia się co prawda z upływem czasu, jednak nie odzwierciedla aktualnego stanu systemu.

Nasilone żądania płacowe pojawiają się więc często dopiero w fazie dojrzałego wzrostu gospodarczego i niestety zazwyczaj znaczą punkt przegięcia cyklu koniunkturalnego. Szybko rosnący popyt w 2006 roku (w tym popyt na pracę) zapowiadał więc, że apogeum żądań płacowych przesunie się na rok 2007. Z tego powodu trudno uznać za zaskakujące notowane w III kw. 2007 r. dwucyfrowe wzrosty wynagrodzeń.

Teraz pytanie brzmi jednak: jaka jest "uporczywość" tak wysokiej dynamiki płac? Coraz częściej pojawiają się bowiem komentarze o nadchodzącym spowolnieniu gospodarczym i ograniczeniu wzrostów wynagrodzeń.

Pewną odpowiedź na powyższe pytanie oferują dane o wykorzystaniu mocy produkcyjnych. Publikowany przez GUS wyprzedzający wskaźnik wzrósł w IV kwartale 2007 r. do poziomu 81,9, czyli wartości najwyższej w historii badania.

Tak wysoki poziom może wskazywać na presję w kierunku nowych inwestycji rozszerzających potencjał produkcyjny i ograniczenie popytu na pracę. Mechanizm ten jest jednak krótkookresowy, gdyż zwiększenie mocy produkcyjnych pociąga za sobą z reguły konieczność zwiększenia zatrudnienia.

Można więc wyższe wartości wykorzystania mocy produkcyjnych traktować jako przybliżenie wzmacniającej się pozycji negocjacyjnej pracowników. Wskaźnik ten tak właśnie interpretowany jest w przypadku gospodarek strefy euro i USA.

Biedniejsi będą zyskiwać

Ale parametry rynku pracy zmieniają się (o tym również w "MPM BRE", marzec 2007 r.). Mamy do czynienia z wzrostem mobilności siły roboczej i zbliżaniem się, bodajże po raz pierwszy od rozpoczęcia transformacji, do poziomu naturalnej stopy bezrobocia. Fakt zbliżania się stopy bezrobocia do długookresowego poziomu równowagi może oznaczać bardziej gwałtowny wpływ wzrostu popytu na pracę na poziom płac, niż miało to miejsce w przeszłości - (zakładamy, że w latach 1995-2006 stopa bezrobocia znajdowała się znacznie powyżej poziomu długookresowej równowagi).Analizując dane z rynku pracy, można zaobserwować, że trwający już kilka kwartałów wzrost wynagrodzeń skutkuje narastaniem międzysektorowego zróżnicowania poziomu płac. Płace rosły znacznie szybciej w tych sekcjach i sektorach, w których odnotowano znaczne wzrosty wydajności. Stąd obserwowane obecnie znaczne rozpiętości płacowe pomiędzy handlem detalicznym i sekcjami przetwórstwa przemysłowego.

Nowe parametry rynku pracy powodują, że coraz bardziej prawdopodobna wydaje się jednak międzysektorowa konwergencja poziomu płac. Ponieważ rynek pracy charakteryzuje się znaczną sztywnością płac w dół (ciągle mało prawdopodobne są obniżki płac), najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest wzrost płac w sektorach o niższej wydajności i niższym poziomie płac. W ten sposób ustabilizowanie płac w sektorach z wyższym poziomem płac i wzrost płac w sektorach tym wzrostem do tej pory nieobjętych może statystycznie przyczyniać się do wzrostu średniej płacy mierzonej dla całej gospodarki.

W stronę utrzymania wysokich dynamik wynagrodzeń będzie działać również konwergencja poziomu płac w ramach Unii Europejskiej. Znów: trudno wyobrazić sobie obniżki płac w krajach o wyższym poziomie wynagrodzeń. Istnienie różnic pomiędzy Polską a starymi krajami Unii prawdopodobnie stymulować będzie zatem żądania płacowe w polskiej gospodarce.

Te wszystkie czynniki (utrzymujący się wysoki popyt na pracę, konwergencja międzysektorowa poziomu płac i "doganianie" krajów UE) w połączeniu z coraz bardziej realnym wzrostem oczekiwań inflacyjnych będą decydowały o wzroście wynagrodzeń w polskiej gospodarce w najbliższych kwartałach, a jego tempo - wbrew temu, co sądzą niektórzy ekonomiści - wcale nie będzie zwalniało. Średni wzrost płac przekraczający 10 proc. nie byłby niczym zaskakującym, nawet przy nieco wolniejszej dynamice PKB. Konsekwencją takiego wzrostu płac, z czego powinni zdawać sobie sprawę inwestorzy, może być dodatkowa presja inflacyjna. Uzasadnione będzie więc utrzymywanie się oczekiwań na agresywne podwyżki stóp procentowych.

ekonomista BRE Banku

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy