Po zamknięciu rynków ten punkt oporu upadł i za euro płacono już niemal 4,21 zł.
Po ostatnich spadkach polska waluta jest najsłabsza wobec euro od półtora miesiąca (ostatni raz kurs 4,20 EUR/PLN rynek odnotował w pierwszej połowie listopada). Złotemu nie pomogła nawet wypowiedź ministra finansów Jacka Rostowskiego, który poinformował w Sejmie dziennikarzy, że 2015 r. jest realną datą przyjęcia euro. Minister dodał, że prawdopodobnym scenariuszem jest przystąpieniu do mechanizmu ERM2 stabilizującego kurs polskiej waluty w 2012 r. Zdaniem Rostowskiego, taki ruch zapewniłby inwestorów, że plany dotyczące wprowadzenia euro w 2015 r. traktowane są przez rząd poważnie.
Zgodnie z obecnymi regulacjami unijnymi polska musi odczekać w „przedsionku” strefy euro minimum dwa lata, a w tym czasie notowania złotego wobec euro nie powinny zbyt mocno odbiegać od ustalonego parytetu wymiany. Ekonomiści radzą, aby przystąpienie do ERM2 zbiegło się z obniżeniem deficytu finansów publicznych przez Polskę – tak, aby zwiększyć zaufanie inwestorów i zmniejszyć ryzyko przedłużającego się oczekiwania na spełnianie kryteriów unijnych. Dla Polski najbardziej problematyczne jest zmniejszenie niedoboru sektora finansów publicznych, szacowanego obecnie na 6–6,5 proc. PKB, do maksimum 3 proc. PKB.
Część analityków próbuje tłumaczyć osłabienie złotego tym, że inwestorzy już teraz oceniają nowy harmonogram rządu jako nierealny. Coraz więcej ekonomistów uważa bowiem, że w wyścigu do strefy euro wyprzedzić mogą nas Węgry (to politykę fiskalną tego kraju za wzór stawia JP Morgan).
Większość dilerów wiąże jednak osłabienie złotego z odwrotem inwestorów od rynków środkowoeuropejskich w wyniku obaw o kondycję sektora finansowego. Powodów do niepokoju dostarczyła nacjonalizacja austriackiego Hypo Alpe-Adria Bank International. Analitycy podkreślają, że instytucje z tego kraju mocno zaangażowały się w ekspansję w regionie.