Aktywa IKE, które po sześciu latach działania wynoszą ok. 2,5–3 mld zł, mogą w ciągu kilku lat urosnąć ponad dziesięciokrotnie. A nowi klienci mogą jednego dnia wpłacić kilka czy kilkanaście tysięcy złotych.
Propozycje resortu, które jako pierwszy opisał „Parkiet”, polegają na rezygnacji z tworzenia zakładów emerytalnych oraz funduszy dożywotnich emerytur kapitałowych. Pieniądze z OFE osób, które uskładały na emeryturę w I i II filarze za mało pieniędzy, by co miesiąc mieć trzykrotność minimalnej emerytury, trafiałyby do ZUS. Ale nadwyżkę można by wypłacić lub przekazać ZUS.
W odróżnieniu od rynku OFE środki podzieli między sobą nie 14 funduszy, a przynajmniej 46 instytucji. Tyle prowadzi teraz IKE, a biorąc pod uwagę, że wymogi przy ich tworzeniu są o wiele mniejsze, zainteresowanych na pewno by przybyło.
Jakie są szanse na zmianę przepisów? Rząd w planie prac na pierwsze półrocze postanowił zająć się ustawą już w marcu. Pośrednio pomysł poparła też sejmowa Komisja Przyjazne Państwo, gdzie dominują posłowie PO. Przyjęła ostatnio stanowisko, że trzeba zrezygnować z tworzenia zakładów emerytalnych.
Ile na tym mogą zyskać IKE? Aktywa OFE przekraczają już 180 mld zł. Resort pracy uważa, że przez pierwsze lata wypłaty z OFE mogłyby wynosić 6–8 mld zł rocznie. Od 2023 r. przekraczałyby 10 mld zł, a po 2041 r. byłoby to już ponad 50 mld zł. Możliwość dokonania wypłaty miałoby nawet 80 proc. osób.