W kwietniu, kiedy trwały zapisy na akcje PZU, brokerzy zdobyli według szacunków „Parkietu” ponad 100 tys. klientów. – Te rachunki będą jeszcze w przyszłości zmartwieniem – uważa jeden z szefów domów maklerskich.

Doświadczenie pokazuje, że inwestorzy, którzy otwierają rachunki przy okazji dużych ofert Skarbu Państwa, po szybkiej sprzedaży akcji zwykle rezygnują z dalszej gry na giełdzie. – Będziemy starali się przekonać ich do wzięcia udziału w kolejnych dużych ofertach publicznych: Tauronu czy GPW – mówi Marek Jaczewski z BM BGŻ.

Jest to konieczne, bo martwe rachunki mogą wkrótce okazać się problemem. Do niedawna na jego prowadzeniu brokerzy zarabiali nawet 50 zł rocznie. Konkurencja wymusiła jednak rezygnację z tych opłat. Wysokie koszty dla brokerów generuje samo utrzymywanie i przetwarzanie bazy danych klientów. Za prowadzenie każdego rachunku, na którym znajdują się akcje, nawet jeżeli klient nie dokonuje transakcji, domy maklerskie płacą co miesiąc 20 groszy Krajowemu Depozytowi. Standardem jest dołączanie darmowego dostępu do danych o najlepszej ofercie. Giełda pobiera za tę usługę od 45 gr do 6,90 zł miesięcznie.

– Duże koszy, szczególnie w tym roku, pochłonie korespondencja z klientami. To skutek przyjęcia dyrektywy MiFiD, która nakłada na instytucje finansowe obowiązek dokładnego informowania o charakterze inwestycji – tłumaczy Katarzyna Iwaniuk-Michalczuk, dyrektor zarządzająca DM PKO BP. Jej instytucja co roku kasuje martwe konta. – Jedynym uzasadnieniem dla utrzymywania nieaktywnych rachunków przez niektórych brokerów są względy marketingowe – wyjaśnia.