[b]Wczorajsza aukcja zamiany pokazała, że polskie obligacje w dalszym ciągu cieszą się zainteresowaniem wśród inwestorów. MF uplasował papiery za 4,19 mld zł. Większość stanowiły dziesięciolatki. Skąd taki popyt?[/b]
[b]Krzysztof Izdebski, diler obligacji w banku PKO BP:[/b] Jest kilka powodów. Rentowności obligacji niemieckich (tzw. bundów) znowu spadły. Dla części zagranicznych graczy rentowność na poziomie 2,10 – 2,15 są już tak niskie, że szukają wyższych stóp zwrotu na rynkach wschodzących. Stąd zainteresowanie Polską czy Turcją. Dodatkowo w ostatnim czasie fundusze obligacyjne na świecie dostały całkiem pokaźny zastrzyk gotówki. Mają za co kupować. Drugim czynnikiem jest niższa inflacja w Polsce i w konsekwencji – bardziej „gołębie” wypowiedzi członków Rady. Jest też czynnik czysto techniczny – MF zorganizowało jak dotąd przetarg papierów tylko na początku miesiąca. W efekcie traderzy muszą sami kreować płynność na rynku, grając na krótko. Aukcja zamiany była doskonałą okazją do uzupełnienia portfeli.
[b] W ubiegłym tygodniu rentowność polskich obligacji spadła o 20 – 40 pkt bazowych. Jaka jest granica spadków?[/b]
To zależy od tego, co się będzie działo na rynkach bazowych. Ewidentnie wybiliśmy się już z przedziału 5,8 – 6,0 proc. przy rentowności dziesięciolatek. Obecnie wycena oscyluje wokół 5,3 – 5,4 proc. Rynek szuka nowego przedziału. Część osób sądzi, że rentowność jeszcze spadnie. Moim zdaniem dobrze, abyśmy znaleźli równowagę. Wówczas na rynek powrócą inwestorzy, którzy uznali, że przespali ostatni wzrost cen, i boją się przepłacać.
[b]Czy rząd powinien wykorzystać sytuację, zwiększając emisje?[/b]