– Firmy zainteresowane są transakcjami mającymi charakter optymalizujący proces zarządzania ryzykiem. Częściej korzystają z prostych rozwiązań, także ze strategii opartych na opcjach. Zawierane transakcje mają na celu ograniczenie ryzyka rynkowego, nie tworząc jednocześnie pozycji spekulacyjnej.
Przed kryzysem wiele firm wykorzystywało opcje do spekulacji, a nie do zabezpieczania faktycznych transakcji. Na banki posypały się oskarżenia, że zbyt aktywnie namawiały na te bardzo ryzykowne produkty. W konsekwencji właściciele wielu przedsiębiorstw jeszcze w 2008 roku zakazali dyrektorom finansowym kupowania opcji, także banki zmieniły procedury.
– Opcje wracają powoli i w ograniczonym zakresie – mówi Wojciech Kaczorowski, rzecznik Banku Millennium.Od sierpnia Millennium przywrócił do oferty departamentu skarbu opcje walutowe. Klienci mogą dokonywać ich zakupu, wyłącznie płacąc określoną premię opcyjną (analogicznie jak w ubezpieczeniach auto casco). Ryzyko klienta jest ograniczone do kosztu premii opcyjnej, którą zapłacił bankowi. W zamian klient nabywa prawo do wykonania opcji, w momencie gdy sytuacja na rynku walutowym będzie dla niego niekorzystna.
– Nie obserwujemy zwiększonego popytu na zakupy opcji walutowych. Zwykle mając do wyboru inne produkty, z którymi nie wiąże się początkowy wydatek, klienci wybierają właśnie je – tłumaczy Wojciech Kaczorowski z Banku Millennium.
– Duże firmy, które mają doświadczonych szefów finansowych, jak PKO Orlen czy KGHM, nie zrezygnowały z opcji i nadal je kupują – mówi Jarosław Dąbrowski, którego spółka Dąbrowski Finance doradza przedsiębiorstwom. Jego zdaniem firmy, szczególnie eksportowe, powinny korzystać z opcji, ale robić to umiejętnie i zabezpieczać faktyczne transakcje.