Co mnie martwi
Rozpoczęła się walka "o dusze" w ramach zreformowanego systemu emerytalnego. Właściwie nie o dusze w niej chodzi, ale o pieniądze i to niemałe. Toczyć się będzie w dwóch płaszczyznach: generalnej i szczegółowej. W tej pierwszej chodzi o przekonanie tych obywateli, którzy mają możliwość wyboru, by wybrali ZUS lub II filar. W drugiej będziemy zachęcani, by powierzyć swoją przyszłość konkretnemu funduszowi. Najgorsze jest jednak to, że nie mamy żadnych przesłanek, umożliwiających podjęcie racjonalnej decyzji w tak ważnej sprawie.Z opublikowanych niedawno badań CBOS wynika, że ponad połowa Polaków w wieku 30-50 lat nie podjęła jeszcze decyzji w kwestii czy pozostać przy ZUS, czy też uczestniczyć w II filarze ubezpieczeń. Grupa ta liczy ładnych kilka milionów osób. Jest więc o kogo (co) walczyć.Do 16.02.1999 r. obowiązuje ustawowy zakaz reklamy i akwizycji prowadzonej przez fundusze. Zaczęły się w tym zakresie przedbiegi (w sferze generalnej), a także doszło do falstartu (w płaszczyźnie szczegółowej).Istota przedbiegów sprowadza się do organizowania przez niektóre fundusze seminariów i szkoleń, w trakcie których są przedstawiane analizy i symulacje. Wynika z nich najczęściej, że uczestnictwo w II filarze jest opłacalne nawet dla osób w wieku 49 lat. Dowodzą one także, iż już po kilku latach uczestnictwa w II filarze korzyści z tej formy zabezpieczenia przyszłości przewyższą te, które można by uzyskać, pozostając przy ZUS.Z drugiej strony pojawiły się, formułowane przez tzw. czynniki oficjalne, między innymi Biuro Pełnomocnika Rządu ds. Reformy Zabezpieczenia Społecznego, oceny - mówiąc oględnie - bardziej ostrożne. Według nich, zysk przewyższający efekty pozostania przy systemie ZUS-owskim, fundusze emerytalne przynieść mogą dopiero po kilkunastu latach gromadzenia w nich składek. Pojawiło się nawet dość enigmatyczne, choć dające wiele do myślenia stwierdzenie, mówiące iż "osoby, które przekroczyły czterdzieści lat, powinny zastanowić się, czy opłaca się im przystąpienie do funduszy emerytalnych". Niestety, bliższych danych, które mogłyby przydać się do dokonania trafnego wyboru, nie podano. Co więcej, nawet przedstawiciele funduszy stwierdzają wprost lub pośrednio, że nie ma możliwości wyliczenia wysokości emerytury, jaką ich potencjalni klienci otrzymają w przyszłości. Nie ma więc żadnych podstaw do podejmowania tak ważnych dla naszej przyszłości decyzji. Co gorsza, jeśli zdecydujemy się na ZUS, to przejście do II filaru nie będzie już możliwe. A czasu jest mało - tylko do końca przyszłego roku. Wątpię, czy w tym okresie przybędzie istotnych informacji, pomocnych do przeprowadzenia racjonalnych kalkulacji. Możemy jedynie ulec namowom akwizytorów funduszy, którzy niewątpliwie przystąpią do zmasowanej ofensywy.Okazuje się, że niektórzy z nich nie zasypiają gruszek w popiele i już teraz przystąpili do (nielegalnych) działań. Podobno jeden z nich miał wyjątkowego pecha, oferując uczestnictwo w funduszu... przedstawicielowi Urzędu Nadzoru nad Funduszami Emerytalnymi.Pokusa jest zresztą bardzo silna, gdyż nieoficjalnie mówi się, że za każdego zwerbowanego klienta agent może otrzymać prowizję w wysokości od 100 do 400 zł. Jeśli przyjmiemy, że przedmiotem "polowania" akwizytorów będzie 5 mln osób, to do "wzięcia" jest kwota 0,5-2 mld zł.Tyle więc będą musiały wydać "na starcie" towarzystwa emerytalne. Dla porównania, łączne kapitały akcyjne towarzystw, których założyciele złożyli wnioski do UNFE, wynoszą nieco ponad 1,1 mld zł.
ROMAN PRZASNYSKI