Kontrakty terminowe na GPW
"Slippage i prowizje sprawiają, że gra na giełdzie przypomina pływanie w zatoce pełnej rekinów"
Alexander Elder
Inwestowanie na rynkach terminowych jest klasyfikowane jako gra o sumie zerowej. Abyśmy mogli osiągnąć zysk ktoś musi stracić. Dodatkowo każdego dnia (ze względu na codzienne rozliczanie transakcji) wiemy, czy jesteśmy na plusie, czy też na minusie. Upraszczając znacznie zasady działania rynków terminowych, można powiedzieć, iż jest to rodzaj zakładu, w którym biorą udział dwie strony - jedna obstawia wzrost, druga spadek. Każdego dnia rację ma tylko jedna ze stron i wtedy na jej konto przechodzą pieniądze, które postawiła druga.W tym momencie liczne grono ludzi orientujących się w rachunku prawdopodobieństwa mogłoby powiedzieć, że w takim razie nie ma nic prostszego od inwestowania na rynku futures, gdyż można stosować takie strategie, które przy tego rodzaju grze konsekwentnie przynoszą zysk. Niestety, gra na rynkach futures jest grą o sumie zerowej tylko wtedy, gdy wyeliminujemy koszty dokonywania transakcji. Przy uwzględnieniu prowizji płaconych każdorazowo maklerowi okazuje się, że mamy do czynienia z grą o sumie ujemnej. Prowizje powodują, że nie możemy uczestniczyć w najmniejszych zyskownych transakcjach, gdyż te "oddajemy" naszemu maklerowi.Autorzy zachodnich podręczników przygotowujących do inwestowania na rynkach terminowych powtarzają, że należy zwracać uwagę na płacone prowizje, tak aby nasze szanse na tym rynku nie zostały radykalnie zmniejszone. Dla przykładu - w tej chwili depozyt zabezpieczający na kontrakty opiewające na indeks S&P wynosi ok. 16 000 dolarów. Przy tej wielkości depozytu (czyli fizycznie zaangażowanych pieniędzy) płaci się całkowitą prowizję (obejmującą wejście i wyjście z rynku) ok. 100 dolarów, czyli 0,6%. Porównajmy te wielkości z kwotami płaconymi na GPW przy kontraktach na indeks WIG-20. Depozyt wynosi ok. 2000 złotych, prowizja zaś ok. 80 do 100 złotych, a więc 4%. Rząd wielkości w przypadku prowizji jest zbliżony, niestety, wielkość kontraktu na WIG-20 jest dziesięciokrotnie niższa.Co to oznacza dla inwestora?Zajmując długą pozycję na rynku przy cenie kontraktów np. 1100 pkt. - zysk osiąga się w chwili, gdy indeks wzrośnie ponad 8 pkt. Owe 8 punktów, o które powinna zwyżkować cena kontraktów, aby inwestor mógł zacząć zarabiać, wydaje się wartością znikomą. Warto zwrócić jednak uwagę, że indeks nie jest papierem wartościowym, którego cena może się zmieniać bardzo gwałtownie, lecz obejmuje grupę walorów, co automatycznie ogranicza jego zmienność. Co ciekawe, zmienność indeksu WIG-20 (a tym samym kontraktów) była i tak w ostatnich miesiącach wyjątkowo wysoka, a jednak mimo to średnia dzienna zmiana ceny kontraktów na WIG-20 od początku ich notowań wynosi ok. 1,52 proc. Przy pewnym uproszczeniu i założeniu, że w czasie jednej sesji utrzymuje się tylko trend wzrostowy lub spadkowy (przyrosty wartości są stałe), oznaczałoby to, że inwestor przez połowę sesji musi z utęsknieniem czekać na "odrobienie pańszczyzny" wobec biura maklerskiego. Takie warunki nie sprzyjają rozwojowi rynku, gdyż w naturalny sposób eliminuje spekulantów, dokonujących transakcji w horyzoncie jednej sesji. A bez tej grupy inwestorów płynność rynku zawsze będzie niska.Slippage, czyli poślizgSama prowizja to nie wszystko. Doświadczeni inwestorzy z rozwiniętych rynków znają jeszcze jedną pozycję, która ogranicza zysk - jest to tzw. slippage, czyli poślizg między wartością złożoną w zleceniu a ceną, po jakiej rzeczywiście zlecenie jest realizowane. Slippage w skrajnej wersji występuje również na GPW. Inwestorzy mają do dyspozycji tylko zlecenia z limitem, co teoretycznie powinno ograniczać oddziaływanie tego mechanizmu. Niestety, jeśli zlecenie ma zostać zrealizowane, należy dawać bardzo wysoki limit. Slippage w warunkach GPW można określić jako różnicę między ceną, przy której decydujemy się na wejście lub wyjście (np. na podstawie systemu transakcyjnego) a j jest realizowane zlecenie. Ze względu na istniejącą na GPW sekwencję: fixing - notowania ciagłe - fixing -.... grający na rynku futures mają do dyspozycji co drugą sesję, gdyż indeks, na który opiewają kontrakty, jest wyznaczany zarówno na fixingu, jak i podczas notowań ciągłych. W związku z tym slippage jest bardzo wysoki i wynosi od 5 do 20 pkt. (czyli przy depozycie w wysokości 2000 zł jest to od 2,5 do 10 proc. jego wartości). Czy w takiej sytuacji można zarobić na jednej sesji tak, aby każdą pozycję czy różnicę spokojnie utrzymać dłużej? Myślę, że nawet jeśli tak się stanie, to ryzyko gry na takim rynku jest niewspółmiernie wysokie do możliwości zysku.Zachodni profesjonaliści przyjmują, że dobry inwestor ma około 30 do 40 procent zyskownych inwestycji. Osiągnięcie 50 procent uznaje się za wynik wybitny. W warunkach naszego rynku, aby na nim się utrzymać i zyskać, należy mieć ok. 70-80 procent transakcji zyskownych.Konieczne są zmianyCzy jest wyjście z tej sytuacji? Wydaje się, że na GPW zmiany zasad nie należy spodziewać się zbyt szybko. Każdorazowo na informacje o problemach obserwatorów rynku przedstawiciele giełdy odpowiadają, że zmiany na razie nie są możliwe, gdyż system giełdowy na to nie pozwala. Można powiedzieć, że po raz kolejny w historii ludzkości SYSTEM jest odpowiedzialny za kłopoty.Na szczęście dla inwestorów bliska przyszłość rysuje się bardziej różowo. Polskie biura maklerskie powoli umożliwiają inwestorom dostęp do rynków zachodnich. Przełomem będzie prawdopodobnie wejście zagranicznych biur maklerskich, a wtedy nie tylko prowizje będą na racjonalnym poziomie, ale dostępne staną się wszystkie konieczne narzędzia, ograniczające ryzyko - różne rodzaje zleceń, depozyt w formie papierów skarbowych itp.
GRZEGORZ ZALEWSKI