Co mnie zastanawia

Universal jaki jest, każdy wie. Najnowsze wydarzenia zostały szczegółowo opisane. Co się z tą spółką stanie - do końca nie wiadomo. Kopać leżącego, a tym bardziej leżącego Cesarza, nie wypada. Przecież może się okazać, że jeszcze wstanie. Mało prawdopodobne, ale - kto wie? Przypadek Universalu pobudza jednak do rozważań natury bardziej ogólnej.To, co dzieje się ostatnio z Universalem, budzi wiele emocji, skłania do formułowania różnych opinii oraz inspiruje do bardziej pogłębionej refleksji nad polskim rynkiem kapitałowym. Postanowiłem nie poddawać się atmosferze sensacji ani nie przyjmować bezkrytycznie najbardziej fantastycznych teorii związanych z tą sprawą. Jednak nie sposób przejść wobec takiego wydarzenia obojętnie i nie spróbować zastanowić się, co może z niego wynikać.Dość powszechny jest pogląd, że Universal stał się ofiarą KPWiG, która nie mając - zdaniem części komentatorów - od dłuższego czasu większych sukcesów w walce z różnego rodzaju nieprawidłowościami występującymi na naszym rynku, postanowiła wykazać się spektakularnym posunięciem. Tym bardziej że tego typu działanie może być dobrze odebrane przez zagranicznych inwestorów i analityków, którzy po aferze Elektrimu mogli stracić zaufanie do polskiej giełdy. Tak więc Komisja podejmując tak drastyczną decyzję mogła upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: po pierwsze pokazać swoją sprawność i zdecydowanie, po drugie zaś przyczynić się do częściowego odbudowania zaufania do polskiego rynku. Nie podejmuję się oceniać tak sformułowanych motywów działania Komisji, choć byłbym skłonny solidaryzować się z tym drugim. Uważam bowiem, że KPWiG miała wystarczające przesłanki, by - pomijając inne motywy - postąpić tak, jak postąpiła. Universal dostarczył aż nadto powodów, by zostać tak surowo ukarany.Decyzja KPWiG spotkała się z negatywnymi ocenami ze strony inwestorów oraz części komentatorów. Inwestorom posiadającym akcje Universalu nie ma co się, oczywiście, dziwić. Wszak uderza ona bezpośrednio w ich interesy. Słuszna jednak wydaje się argumentacja przedstawicieli Komisji, mówiąca, iż po pierwsze - sami sobie winni, po drugie - interesy części uczestników rynku nie mogą decydować o przymykaniu oka na ewidentne nieprawidłowości występujące bądź w spółkach, bądź generowane przez inne podmioty. Sama Komisja zresztą ostatnio dostrzegła istotny aspekt stosowania sankcji, ten mianowicie, że niektóre kary nie są tak dotkliwe dla spółek, lecz uderzają bezpośrednio w inwestorów, którzy w danej sytuacji nie ponoszą żadnej winy, a z pewnością w większości nie mieli wpływu na działanie spółki. Dlatego też KPWiG zamierza doprowadzić do tego, by kary finansowe nakładane były nie na spółkę, lecz na konkretne osoby, które są odpowiedzialne za dopuszczenie do wykroczenia zagrożonego karą. W przypadku kar pozbawienia wolności było to ewidentne, jednak grzywny nakładane były na instytucje, nie zaś na osoby. O ile bardziej skuteczne byłoby zagrożenie wysoką karą pieniężną prezesa spółki, który musiałby płacić z własnej kieszeni, niż sytuacja, gdy dokonuje się tego z kasy spółki. W takim przypadku kara nie przenosiłaby się ponadto na akcjonariuszy (powodując spadek zysków firmy).Zgadzam się w pełni z argumentem przedstawicieli Komisji, że w przypadku takim, jak sprawa Universalu, nie może ona kierować się wąsko rozumianym interesem inwestorów spółki. Ci bowiem, którzy posiadali duże pakiety, mieli - przynajmniej potencjalnie - możliwość wpływania na działalność firmy, wszyscy zaś, łącznie z drobnymi, byli w pełni świadomi podejmowanego ryzyka. Jeśli nie śledzili poczynań spółki - sami są sobie winni. Nie dalej jak dwa-trzy tygodnie temu zadzwonił do mnie jeden ze znajomych. Wiem, że inwestuje na giełdzie niewielkie kwoty, rzędu kilku tysięcy złotych i nie ma zbyt wiele czasu, by szczegółowo analizować sytuację na rynku. Po zdawkowych uprzejmościach spytał mnie, co sądzę o... Universalu. Gdy po oględnie wyrażonej opinii (nie powiem jakiej) zaczął mnie przekonywaletach inwestycji w akcje tej spółki, zrozumiałem, że ma zamiar ulokować w nie parę złotych. Wówczas żartem zasugerowałem, że znam lepsze i bardziej przyjemne metody tracenia pieniędzy niż lokowanie ich w spółkę, której kurs od dłuższego czasu kreśli formację padalca. Chyba się na mnie trochę obraził. W każdym razie jak dotąd nie zadzwonił, więc nie wiem, czy jednak stracił, czy też tylko się wstydzi. Jak wynika z praktyki giełdowej "każda potwora znajdzie swego amatora", czyli nawet na akcje najgorszych spółek, zagrożonych wręcz upadłością, są chętni. Gdyby było inaczej - nie byłoby problemów. Obrót spadłby w okolice zera i sami inwestorzy przesądziliby o losach spółki.

ROMAN PRZASNYSKI