Nie będzie to remedium dla banków
Obniżenie rezerw obowiązkowych nastąpi na pewno, ale nie jednorazowo. Uwalnianie środków będzie, zdaniem członka Rady Polityki Pieniężnej Grzegorza Wójtowicza, następowało stopniowo. Nie przyniesie też natychmiastowej poprawy wyników banków.Jednym z elementów przygotowań do obniżki rezerw jest sekurytyzacja. Oznacza po prostu zmianę zapisów o zadłużeniu państwa w NBP na zbywalne papiery wartościowe. Rezerwy obowiązkowe to część depozytów banku centralnego i nie zarabiające pieniądze banków. Aby przynosiły dochód, trzeba za nie płacić. - Można to czynić, dając w zamian obligacje skarbowe - wynik operacji zamiany zobowiązań rządu na papiery - albo obligacje NBP. Ta druga możliwość wymaga dokładnego zastanowienia - i prace trwają. Bank centralny nie powinien bowiem operować papierami długoterminowymi. Jest to jednak sytuacja nadzwyczajna i pewne uzupełnienie rynku - powiedział PARKIETOWI Grzegorz Wójtowicz. Papiery te, podobnie jak bony pieniężne w stosunku do skarbowych, nie muszą być konkurencją dla rządowych.Mniej groźna płynność- Sektor bankowy nadal charakteryzuje nadpłynność, natomiast możliwość obniżenia rezerw obowiązkowych istnieje nie dlatego, że się ona zmniejsza, lecz ze względu na możliwość zastosowania odpowiednich instrumentów polityki pieniężnej dla panowania w tej sytuacji nad nadpłynnością - uważa G. Wójtowicz. Trzeba jednak, jego zdaniem, zwrócić uwagę na pojawiające się coraz częściej pytanie: czy banki polskie mają zbyt niskie kapitały, czy za małe aktywa? - Osobiście twierdzę, że przy danym poziomie kapitałów istnieje jeszcze możliwość zwiększania aktywów. Większa aktywa zaś - to mniejsza nadpłynność - powiedział. W polskim systemie bankowym bardzo niski jest mnożnik kapitałowy. Bez szwanku zatem dla ostrożności bankowej można sobie pozwolić na jego zwiększenie - czyli na większy przyrost aktywów w relacji do kapitału. - Zależy to, oczywiście, od banków, a wiele z nich mogłoby zwiększyć aktywa o 30% - i nie zawsze są to instytucje figurujące na liście nadpłynnych. Przy obecnym wyposażeniu kapitałowym banki mogłyby być śmielsze - sądzi G. Wójtowicz. Na liście 1000 największych banków świata znalazło się 8 polskich. Oceniając tylko ich udział w rynkach wschodzących, w przypadku kapitałów jest to 1,7%, a aktywów - 1,2%.Powolne aktywaNiezwykle ważna jest natomiast sprawa efektywności. - Mamy tutaj do czynienia z kilkoma zjawiskami. Banki nastawiły się na wzrost kapitałów, nieco wolniejszy jest przyrost aktywów - wymaga to czasu, choć są możliwości - mówi Grzegorz Wójtowicz. Niższe aktywa oznaczają mniejsze przychody - choć ich wzrost wynosił w ub.r. ponad 50%. Banki jednak postawiły na modernizację - ich koszty wzrosły w ub.r. o ponad 60%. - Uważam, że banki wiedzą, co robią, ale powinny jeszcze sprawdzić, jak to wychodzi na papierze. Osobiście wolałbym większą równowagę między przychodami a kosztami, gdyż na to zwraca uwagę rynek, zwłaszcza w przypadku banków giełdowych i czekających na prywatyzację. Pęd do nowoczesności jest wymogiem chwili, ale - jak w każdej dziedzinie - nie można przesadzać - twierdzi.Kolejnym zjawiskiem jest spadek zysku brutto, a w ostatnim roku - bardzo niski zysk netto. Związane to było z obciążeniami podatkowymi i quasi-podatkowymi. Z jednej strony są to nie dające przychodów rezerwy obowiązkowe, z drugiej - różnego rodzaju rezerwy celowe, w przypadku których pojawił się ujemny bilans odpisów i rozwiązań.- Obniżenie rezerw obowiązkowych jest po pierwsze niezbędne, po drugie jego ważnym efektem będzie prawdopodobnie zysk klientów indywidualnych: bank zacznie zarabiać na pieniądzach, na których dotychczas nie zarabiał - podkreślił G. Wójtowicz. Warto jednak zwrócić uwagę, że wszystkie programy rozwoju bankowości detalicznej,choć niezbędne, są niezwykle kosztowne.G. Wójtowicz uważa, że obniżka rezerw obowiązkowych będzie impulsem jednorazowym. Prognozy zysku instytucji finansowej - czy każdej innej - nie można opierać na jednorazowych ruchach. Najważniejsze zatem są cztery wspomniane już elementy: kapitały, aktywa, koszty i przychody. Problem rezerw sam w sobie nie rozwiązuje problemu rentowności sektora.
PRZEMYSŁAW SZUBAŃSKI