Awans amerykańskich gigantów i upadek japońskich kolosów

Połączone Exxon i Mobil tworzą kolosa o wartości 240 mld USD. Ponad 300 mld USD kapitalizacji rynkowej Microsoftu zagrożone jest antymonopolowym procesem. Fuzja British Petroleum i Amoco to 110 mld USD.Te liczby, odzwierciedlające niesłychaną wartość nadaną przez rynek kapitałowy największym światowym firmom, nie tylko przyprawiają o zawrót głowy. Rzucają też światło na zmieniający się model rozwoju przemysłowego i na szczególne cechy obecnego cyklu gospodarczego.Casus MicrosoftuPrzede wszystkim jednak dane te obrazują przemysłowy i handlowy renesans Stanów Zjednoczonych w latach 90. po gwałtownym natarciu firm japońskich w poprzedniej dekadzie. Udział Japonii w światowej kapitalizacji rynkowej, który na początku lat 90. wynosił 41,5 proc., teraz spadł zaledwie do 10,4 proc. W tym samym czasie amerykańskie firmy zwiększyły swój udział z 31 proc. do 53,2 proc. Dane dotyczące poszczególnych spółek dowodzą, że ów gigantyzm to niemal wyłącznie domena firm ze Stanów Zjednoczonych.Nic lepiej nie ilustruje tej tendencji jak niezwykły rozwój Microsoftu, który w 1990 roku nie mieścił się nawet w pierwszej setce spółek o największej wartości. Teraz jego kapitalizacja rynkowa przekracza 300 mld USD i jest ponad 20 razy większa niż przychody brutto firmy. Jeszcze nigdy tak olbrzymia wartość nie opierała się na tak niewielkich rzeczywistych aktywach. W najnowszym raporcie wartość netto aktywów Microsoftu wynosi 16,6 mld USD, podczas gdy wartość nieruchomości, fabryki i wyposażenia, a więc rzeczywistego majątku spółki - poza zasobami gotówkowymi w kwocie 14 mld USD - wyliczono zaledwie na 1,5 mld USD w ogólnym bilansie 22 mld USD. Z tego wynika, że wartość rynkową Microsoft zawdzięcza przede wszystkim talentom organizacyjnym swojego szefa Billa Gatesa i jego zespołu oraz żelaznej konsekwencji, z jaką wprowadzają na rynek swoje produkty. Podobnie rzecz się ma z Intelem, który od 1990 roku awansował ze 187 pozycji na trzecią na liście spółek o największej kapitalizacji. Krótko mówiąc, technologia informatyczna wydaje się być najpewniejszym sposobem na osiągnięcie wysokiej kapitalizacji rynkowej.Ale czy rynkowa wycena relatywnej wartości może być błędna? Rynki na pewno reagują, jeśli z firmą dzieje się coś złego. W 1990 roku w pierwszej dwudziestce światowych spółek było 8 japońskich banków. Dzisiaj nic bardziej nie symbolizuje upadłej świetności jak japoński bank. W 1990 roku największą firmą na świecie była Nippon Telegraph and Telephone. Był to wyraz absolutnego szacunku dla monopolu, co okazuje się być w pewnym sensie usprawiedliwione, bowiem nadal NTT jest największą japońską spółką pod względem kapitalizacji rynkowej.To stawia przed inwestorami takie samo pytanie, jakie niedawno sformułowały amerykańskie władze antymonopolowe. Czy Bill Gates kieruje monopolem? A jeśli tak, to czy Microsoft zdoła uciec przed urzędnikami i konkurentami depczącymi mu po piętach i uniknąć takiego przewartościowania, jakiego doświadczyły japońskie banki, czy też będzie łagodnie spadał w światowych klasyfikacjach, jak International Business Machines, który w 1990 roku zajmował w nich drugie miejsce, ustępując jedynie NTT, a teraz jest na 8 pozycji.Potęga znaku firmowegoZ danych o giełdowej kapitalizacji wynika również, że konkurencyjna wyższość w coraz większym stopniu wywodzi się z nieuchwytnych wartości. W przypadku Coca- -Coli jej awans jest rezultatem promowania znaku firmowego i mistrzostwa marketingowego na rynkach całego świata. W latach 1985-98 wartość rynkowa Coca-Coli wzrosła o 1500%, podczas gdy indeks S & P 500 zwiększył się w tym czasie o 547%. Jest to zdaniem analityków podręcznikowy przykład, jak wykorzystać szanse światowego rozwoju.W spółkach farmaceutycznych, takich jak Merck, ich olbrzymia nieuchwytna wartość wynika z dysponowania najbardziej wyszukanym na świecie kapitałem ludzkim i ochrony patentowej udzielanej naukowym odkryciom. A Pfizer zawdzięcza swój awans na 10 miejsce w światowej klasyfikacji monopolowi na jeden tylko produkt - lek przeciwko impotencji, sławną Viagrę.Kryzys aktywów materialnychUderzającą cechą tej klasyfikacji spółek według ich kapitalizacji jest zupełna niewspółmierność liczby tworzonych miejsc pracy przez te z pierwszej dziesiątki i te, w których materialne aktywa wciąż odgrywają znaczną rolę w ich bilansach. Chyba najlepiej odzwierciedla to zjawisko przykład General Motors. W zestawieniach takich jak Fortune 500, sporządzanych według wielkości obrotów, sprzedaż GM wynosząca 178 mld USD daje tej spółce pierwsze miejsce. Ale jej kapitalizacja rynkowa jest o ponad połowę mniejsza od przychodów ze sprzedaży. Toteż w rankingach, gdzie bierze się pod uwagę wartość giełdową, spółka ta nie mieści się nawet w pierwszej 50 w samych Stanach Zjednoczonych, nie mówiąc już o świecie. A przecież GM zatrudnia 600 tysięcy ludzi, podczas gdy Intel niecałe 64 tysiące, a Merck 54 tysiące. Z kolei amerykańska poczta, która znajduje się na drugim końcu branży łączności pod względem rozwoju technologicznego, na liście płac ma prawie 900 tysięcy ludzi. Wskazuje to na wielkie i niekorzystne zmiany na rynku pracy, gdyż klienci poczty odchodzą do nowoczesnych, mniej pracochłonnych systemów dystrybucji. Sektor usług wciąż jest w stanie zatrudnić olbrzymią liczbę ludzi, o czym świadczy przykład Wal-Mart Stores, gdzie pracuje 825 tysięcy osób. Warto przy tym zwrócić uwagę, że usługi dają już większość obrotów General Electric, której to spółki nie można przecież zaliczyć do tych, które zatrudniają personel o niskich kwalifikacjach. Jej oddział GE Capital odgrywa coraz większa rolę w globalnych usługach finansowych i pracują w nim ludzie, którzy doskonale sobie z tym radzą.Spółki produkcyjnepod kreskąA co z tych liczb wynika dla spółek produkcyjnych? O ile w latach 80. giełdy bardzo wysoko wyceniały wielkie koncerny motoryzacyjne, o tyle teraz ich rynkowa wartość wygląda dość blado. Nie można wykluczyć, że Japończycy ucząc świat nowych i doskonałych metod produkcji zdołali zapewnić spółkom z tych sektorów tylko jednorazowy wzrost. Obecnie panuje sceptycyzm co do tego, czy firmy produkcyjne są w stanie zwiększyć swą wartość rynkową. Jest to zła wiadomość dla niemieckiej giełdy, na której producentów jest o wiele więcej niż na innych rynkach.Producenci są też narażeni na zupełnie inne rodzaje ryzyka niż firmy opierające swą działalność na rozwoju najnowszej wiedzy. Jest niemal pewne, że Microsoft stanął w obliczu poważnych wyzwań technologicznych i prawnych. Ale jedyne co mu grozi, to niewielkie pogorszenie pozycji finansowej.W bilansie Microsoftu nie widnieje żadne zadłużenie. Wykazuje on natomiast olbrzymie wpływy gotówkowe netto. General Motors zaś, mimo że ostatnio z triumfem informuje o wyraźnym zwiększeniu możliwości generowania gotówki, wciąż ma bilans w bardzo dużym stopniu obciążony długami.W sytuacji gdy obecny cykl rozwoju amerykańskiej gospodarki wygląda na bardzo zaawansowany, coraz bardziej aktualne staje się pytanie, czy w razie giełdowego załamania te relatywne wartości zmienią się w sposób dramatyczny. W przeszłości przy zwrotach koniunktury rynki nie zawsze łaskawie traktowały takie nieuchwytne aktywa. Być może już niedługo dowiemy się, jak będzie teraz.

Na podstawie "Financial Times"

opr. J.B.