W pobliżu gospodarki

Maksimum tego, co było do osiągnięciaw obecnym układzie politycznym - mówi o propozycjach zmian w systemie podatkowym Leszek Balcerowicz. Tomaksimum jestkontestowaneprzez prominentnychpolityków z AWS, a nawetpodważane(choć nie wprost) przez jednego z trzech sygnatariuszy porozumienia podatkowego na szczycie, i to szefa rządu.Równocześnie jest ono krytykowane, jako niezadowalające minimum, przez środowiska biznesowe i wielu ekonomistów. Mówią oni, że nie można obniżać podatku dochodowego od firm, nie ruszając górnych stawek podatku osobistego, gdyż tworzy to nierównowagę w systemie i spowoduje przerzucanie dochodów tam, gdzie uda się je niżej opodatkować. Tego samego zdania jest też Leszek Balcerowicz, który twierdzi, że każdy akceptujący obniżkę CIT powinien automatycznie być za takim samym obniżaniem PIT, choćby po to, by nie stwarzać sytuacji, w której są dyskryminowani drobni przedsiębiorcy, rozliczający się w systemie PIT. A jest ich około miliona.Za głębszą, a przede wszystkim szybszą reformą systemu (bez czekania ze zmianami w PIT do 2001 roku lub dłużej) opowiedziały się wszystkie niemal organizacje biznesowe w Polsce, od KIG, obu konfederacji pracodawców, BCC, po regionalne kluby biznesu.Kiedy premier, wicepremier i szef związku uzgodnili niedawno zmiany w podatkach, wydawało się przez chwilę, że jakiś kompromis jest, może nie najlepszy, ale coś dający. Lepszy niż stan obecny, choć od razu krytykowany z obu stron - jak to kompromis.Dziś nie ma pewności, czy nawet te połowiczne rozwiązania mają szanse wejść w życie. Ewentualna zgoda rządu o niczym nie przesądza, gdyż tradycja głosowania przeciw własnemu rządowi jest w Sejmie żywa i były już takie przypadki także w tej kadencji.Rząd, a raczej resort finansów (co powinno wychodzić na jedno, ale nie wychodzi), chce przeprowadzić kampanię PR w sprawie zmian w systemie podatkowym. Ma ona być profesjonalnie, przez dobrą agencję, zaprojektowana i zrealizowana. Za mojej pamięci były dwie takie kampanie - gdy wprowadzano PIT, a potem VAT. W obydwu przypadkach oceniano, że zakończyły się sukcesem. Była to jednak zupełnie inna sytuacja, gdyż wtedy chodziło głównie o poinformowanie ludzi - co, jak i po co, a nie o przekonywanie ich. Wrogów wprowadzanych rozwiązań nie było, chyba że za wroga uważać nieświadomość, ignorancję, niezrozumienie. Natomiast głosów, żeby tego w ogóle nie robić, to ja nie pamiętam.Teraz są przeciwnicy (opozycja) i nie przekonani zwolennicy (spora część koalicji i biznesu). Czy uda się zbudować lobby dostatecznie silne, aby te zmiany wprowadzić? I czy w ogóle jest o co walczyć, skoro te zmiany nie zadowalają przedsiębiorców, a właśnie im głównie mają służyć? Kampania PR jest oczywiście ważna, ale raczej z edukacyjnego niż politycznego punktu widzenia.O tym, czy uda się w tym roku zreformować system podatkowy, zadecydują dwie sprawy. Pierwsza - mniej istotna z czysto legislacyjnego punktu widzenia - to przekonanie biznesu (oraz ekonomistów), że jest tak, jak mówi Leszek Balcerowicz - w obecnym układzie politycznym więcej się utargować nie da. Czyli - na razie głębsze zmiany są niemożliwe, lepiej zmienić coś niż nic, zyskując mało, ale jednak zyskując.Druga sprawa - to przekonanie polityków mówiących o zmianach "tak, ale....", że Unia Wolności dalej się nie cofnie, że nie może ona już z niczego zrezygnować, gdyż jej zdolność do kompromisu w sprawie zmian w podatkach kończy się na tym, co uzgodniła pomiędzy sobą Wysoka Trójka na spotkaniu na szczycie.Nie wiem, czy dając tego rodzaju jednoznaczne sygnały Leszek Balcerowicz blefuje. Podejrzewam jednak, że nie, że po porażce propozycji zawartych w "Białej księdze" ani on, ani UW nie mogą sobie pozwolić (po równo z powodów czysto politycznych jak i stricte gospodarczych) na drugie niepowodzenie w tej samej sprawie.Jeśli tak jest, to wolałbym, aby zwolennicy zmian, tyle że nie zaraz i nie tak głębokich, także w to uwierzyli.Nie można bowiem w żadnym razie liczyć na to, że jeśli się obecny układ polityczny wywróci (na przykład z powodu potknięcia o podatki) - to następny będzie bardziej skłonny do głębokiego ich reformowania. Nie mówiąc o innych olbrzymich problemach, jakie by powstały, gdyby się nagle okazało, że nie mamy koalicji.

Jan Bazyl Lipszyc