Osoby publiczne

Kiedy w prasie zaczynają się naraz pojawiać spekulacje na temat ruchu stóp procentowych lub stanu polityki fiskalnej, możemy być pewni, że ktośz kimś gra. A to co przecieka do gazet, jest ledwie tych zmagań cieniem. Gazety służą do zacieniania rynku. Tego pochwalić nie sposób, ale tak wszędzie bywa. Tyle że u nas całkiem otwarcie zacieniają rynek osoby publiczne: członkowie Rady Polityki Pieniężnej, członkowie rządu, oficjalni doradcy.I właśnie ta otwartość jest po prostui zwyczajnie najordynarniejszym skandalem. Tego się wcywilizowanym świecie niepraktykuje.Jeśli członek RPP, posługując się swym tytułem, opowie jakiejś gazecie, że jego zdaniem, nie sposób wykluczyć nowelizacji budżetu, to naturalnie osłabi złotego. Skoro inny członek RPP chlapnie za moment, że nie da się wykluczyć podniesienia stóp procentowych, to oczywiście wzmocni złotego. Doradca ministra finansów prognozujący samorządnie i samodzielnie poziom inflacji włazi w szkodę jak diabli. Nie sposób zgadnąć, dlaczego w Polsce każdy gra własną sztukę.Do tej pory mówiło się i pisało o zwyczajowych regulacjach, normujących zachowanie przez osoby publiczne powściągliwości w sprawach, które mogą rzutować na rynek. Do tej pory sądziło się, że osoby publiczne nie powinny głośno spekulować na tematy wykraczające poza przypisane ich stanowisku kompetencje. Ale takie niepisane prawo w ogóle nie działa. Nie działa i już.W ostatnich tygodniach pan Stanisław Gomułka przewidział dla Rady Polityki Pieniężnej poziom dopuszczalnej inflacji. Pan Dariusz Rosati przewidział rozwój sytuacji fiskalnej. Pan Leszek Balcerowicz, bez słowa wyjaśnienia, przyspieszył podwyżkę akcyzy na paliwa. Pan Bogusław Grabowski replikował, wieszcząc podwyżkę stóp procentowych. Pani Wiesława Ziółkowska ujawniła swoje preferencje co do nieprywatyzacji polskich banków. Jeśli to ma być dowód na działanie niepisanych umów, to najwyraźniej pora parę rzeczy spisać i sformalizować. Starczy tego jawnego zacieniania rynku przez osoby publiczne. Basta!Pilnego ustalenia wymaga sprawa między rządem i bankiem centralnym: kto mianowicie odpowiada za ustalenie celu inflacyjnego? Powinno to stać się przedmiotem precyzyjnego, ustawowego zapisu.Jeśli sytuacja budżetu znacznie odstaje od założeń, to minister finansów musi być z mocy prawa zobligowany do złożenia na ten temat publicznych, obszernych wyjaśnień. Taki jest elementarny wymóg przejrzystości polityki fiskalnej, deklarowanej werbalnie w ustawie o finansach publicznych.Członków Rady Polityki Pieniężnej powinien obowiązywać ustawowy (a nie wewnątrzregulaminowy) zakaz wypowiadania się na temat bieżącej polityki gospodarczej i monetarnej. Ulubiony przepis kulinarny, kultura picia, kultura niepicia, kultura w ogóle, religia, filozofia, literatura, kolarstwo, polityka zagraniczna, kawały, moda, mieszkania - proszę bardzo. Jest mnóstwo zainteresowanych wyłącznie tymi tematami wysokonakładowych tytułów. Niech strażnicy złotego spełniają się ogólnohumanistycznie. Ale niech trzymają się z daleka od publicznego roztrząsania tematów wpływających na rynek. Niech tego im po prostu pod rygorem odwołania z urzędu czynić nie będzie wolno. Powinni za to pod rygorem prawa składać oświadczenia majątkowe, jak czynią parlamentarzyści i członkowie rządu.Czy ma to znaczyć, że formalne uregulowanie kwestii odpowiedzialności za słowo sprawi cud? Czy osoby publiczne nie będą już prowadzić ze sobą prywatnych dysput medialnych? Aż tacy naiwni nie bądźmy. Przecieki były i będą. Tyle że nieoficjalne. Jeśli poszczególni dziennikarze, zatrudniające ich tytuły, będą chciały wziąć na własne barki odium manipulowania rynkiem, to droga wolna. Ale to już nie będzie to samo, co wówczas, gdy pan Gomułka powie coś Reutersowi, pan Rosati "Wyborczej", a pan Grabowski "Rzeczpospolitej". Metody pozostaną niby te same, tyle że zmieni się siła rażenia.Nie ma co dłużej liczyć na cud samokontroli osób publicznych. W miarę upływu czasu widać, że zacienianie rynku trwa. Trzeba wyciąć te wszystkie krzaki i krzaczki.

JANUSZ JANKOWIAK