Moim zdaniem, stać nas na jeszcze jedną falę wzrostową, która może się zakończyć na poziomie około 15 500 punktów. Głównym argumentem jest statystyka ostatniej sesji, na której przy spadku WIG i WIG20 obroty w stosunku do czwartku zmalały aż o 35%, natomiast liczba zleceń spadła jedynie o 5%. Świadczy to o dużej presji podażowej najmniejszych graczy, co zazwyczaj dobrze rokowało na przyszłość. Po czwartkowym wygenerowaniu sygnału kupna na MACD, rynek zachował się klasycznie, to znaczy spadł. Opierając się na historycznej analogii, można oczekiwać już na początku następnego tygodnia dalszych wzrostów.W piątek w trakcie notowań ciągłych został ogłoszony raport z amerykańskiego rynku pracy. Dane były niejednoznaczne (spadek liczby nowych miejsc pracy przy jednoczesnym większym od oczekiwanego wzroście średniego wynagrodzenia), co spowodowało duże wahania zarówno na kontrakcie na S&P, jak i na giełdach europejskich, włącznie z GPW w Warszawie. Nie są to jednak dane na tyle negatywne, że spowodują masową wyprzedaż za oceanem. Pewne uspokojenie może również wnieść 11-proc. (licząc od ostatniego szczytu) spadek cen ropy, który może zmniejszyć oczekiwania inflacyjne. Tak więc, relatywnie neutralne nastroje za granicą mogą nam pozwolić na pełniejsze odreagowanie ostatnich, dość dotkliwych spadków. Niestety, w perspektywie kilku tygodni pozostaję zdecydowanie sceptyczny - podwyżki stóp procentowych zostały jedynie odroczone w czasie i już niedługo znów zaczną straszyć posiadaczy akcji.

.